• Rekolekcje i wypoczynek – CADR i Scala W górach i nad morzem
    Portal Kaznodziejski
    Lectio divina na każdy dzień Wydawnictwo Homo Dei
    Kult Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Płyta CD z pieśniami do MBNP
  • Menu

    Biografia O. Bernarda Łubieńskiego

    Dzieciństwo i lata młodzieńcze

    O. Bernard Łubieński urodził się 9 grudnia 1846 r. w Guzowie pod Warszawą. Był drugim z dwunastu dzieci Adelajdy i Tomasza Łubieńskich. Szóstego dnia po urodzeniu został ochrzczony przez późniejszego bpa Tadeusza Łubieńskiego, ówczesnego proboszcza w pobliskich Wiskitkach. Chłopcu nadano imiona: Bernard, Alojzy i Restytut.

    Po dwóch latach rodzina Łubieńskich przeniosła się do Sokula. Częstym gościem w ich domu był sławny kapucyn – o. Prokop Leszczyński, tłumacz dzieł św. Alfonsa Liguoriego, założyciela redemptorystów. W Sokulu panowała prawdziwie chrześcijańska atmosfera. W niedzielę cała rodzina jechała na sumę do kościoła parafialnego w Wiskitkach. Po Mszy św. wszyscy szli na plebanię, gdzie ich krewny – bp Tadeusz Łubieński – opowiadał o swoim powołaniu. W domu przestrzegano wspólnych modlitw i codziennych umartwień. Aby uczcić mękę i śmierć Chrystusa w Wielkim Poście odprawiano Drogę krzyżową. Wraz ze swoim starszym bratem Henrykiem, Bernard podejmował też dodatkowe umartwienia – m.in. klękali gołymi kolanami na gwoździach, które wystawały z podłogi, a nawet tarli o nie kolanami aż do krwi. Już w tej dziecinnej ascezie wyrażało się ich przyszłe oddanie Kościołowi.

    Matka wprowadzała dzieci w znajomość prawd wiary, w historię zbawienia oraz w dzieje Kościoła. Pomocą były książki z domowej biblioteki, których treść i ilustracje potrafiła interesująco i pięknie wyjaśniać.

    Wpływ na powołanie Bernarda, jego brata Zygmunta oraz sióstr Zofii i Ireny miał nie tylko rodzinny dom, ale także pobliskie Miedniewice, gdzie znajdował się cudowny obraz Najświętszej Rodziny. W sanktuarium tym pracowali franciszkanie reformaci. To im pani Adelajda Łubieńska powierzyła kierownictwo nad swoją duszą. Udając się do spowiedzi do Miedniewic zabierała ze sobą Bernarda.

    Po uwięzieniu dziadka – Henryka Łubieńskiego – i zagarnięciu przez rząd rosyjski dóbr Łubieńskich, także jego syn Tomasz utracił majątek i pracę (1849 r.). Rodzina Łubieńskich zamieszkała w majątku Szewna koło Ostrowca. Ponieważ dwór nie nadawał się do zamieszkania, miejscowy proboszcz  – ks. Ignacy Grinfeld – odstąpił im swoją obszerną plebanię, sam zaś zamieszkał na wikarówce.

    Bernard za największe szczęście uważał dla siebie służenie do Mszy św. w parafialnym kościele. Mając 9 lat, w dniu swoich imienin, 20 sierpnia 1855 r. po raz pierwszy wyjawił przed rodzicami swoje pragnienie zostania kapłanem. Również w tym samym roku rozpoczął wraz z bratem bezpośrednie przygotowanie do Pierwszej Komunii św. W adwencie po raz pierwszy przystąpił do sakramentu pokuty u miejscowego proboszcza. Komunii św. jeszcze nie otrzymał, gdyż stosownie do ówczesnych zwyczajów należało przedtem kilka razy odbyć spowiedź.

    Ponieważ jednak ojciec Bernarda popadł w długi i zbankrutował, rodzina Łubieńskich była zmuszona opuścić Szewnę. Matka wraz z piątką najmłodszych dzieci zamieszkała u swego ojca w Plancie, najstarszego syna Tomasz wywiózł do rodziny do Anglii, natomiast Bernard wraz z ojcem pojechał do Guzowa. Jednak już w czerwcu 1856 r. został oddany pod opiekę wuja Feliksa Szymanowskiego i jego żony Marii mieszkających w Warszawie. Dzięki cioci Bernard odprawił trzecią spowiedź przed Pierwszą Komunią św. u sławnego kapucyna o. Leandra. We wspomnieniach napisał: „To była dopiero prawdziwa spowiedź! Ten kochany ojczulek tak mnie skruszył, a było to w kaplicy św. Feliksa, że myślałem, iż mi serce pęknie z żalu za grzechy”[1].  Podczas wakacji w 1857 r., które spędzał jak zwykle wraz z krewnymi w majątku wujostwa w Cygowie, przyjechał na wieś o. Leander, aby przygotować już bezpośrednio Bernarda i jego kuzyna Tonia do Pierwszej Komunii św. Po dwóch tygodniach rekolekcji, 24 czerwca 1857 r., Bernard przyjął Pierwszą Komunię św. w kościele parafialnym w Poświętnem i tego samego dnia otrzymał sakrament bierzmowania z rąk stryja bpa Tadeusza Łubieńskiego.

    Pod koniec czerwca matka zabrała Bernarda do Petersburga, gdzie ojciec otrzymał posadę dyrektora w fabryce lokomotyw. Rodzina Łubieńskich zamieszkała tuż obok kościoła św. Stanisława. W ich mieszkaniu gościli znani Polacy, wśród nich wielu duchownych. Jeden z nich, dzisiaj już święty, ks. Szczęsny Feliński, późniejszy abp warszawski, był w tym czasie spowiednikiem Bernarda.

    Bardzo surowa zima 1858 r. sprawiła, że Tomasz Łubieński postanowił wysłać żonę z najmłodszymi dziećmi do Jurkowa w Poznańskiem, do swojej siostry, a synów Henryka i Bernarda na naukę do Ushaw w Anglii. Przy pożegnaniu ojciec wypowiedział słowa, które zapadły w serce chłopca na całe życie – „gdziekolwiek się znajdziesz pamiętaj zawsze, że jesteś katolikiem, Łubieńskim i Polakiem”[2].

    Po wakacjach spędzonych w Jurkowie Bernard wraz z bratem wyjechał we wrześniu 1858 r. przez Berlin do Hamburga, a stąd okrętem do Hull w Anglii i dalej do Ushaw. Rozpoczął się w ten sposób dla niego okres samodzielnego życia na obczyźnie.

    Od kolegium w Ushaw do nowicjatu

    We wrześniu 1858 r. Bernard Łubieński stanął na ziemi angielskiej, by kontynuować dalszą naukę w kolegium św. Cuthberta w Ushaw. Szkoły angielskie cieszyły się wówczas na ziemiach polskich bardzo dobrą opinią. Kolegium w Ushaw było kontynuacją XVI – wiecznego zakładu wychowawczego założonego we Francji dla kształcenia kandydatów na kapłanów, a od początku XIX w. zajęło się też kształceniem chłopców z zamożnych rodzin katolickich. Uczyło się w nim wielu Polaków. Od roku jego uczniem był również brat Bernarda, Henryk. W kolegium wielką troskę przywiązywano do religijnego i moralnego wychowania uczniów. Studium było połączone z modlitwą i wypoczynkiem. Rano była przewidziana wspólna modlitwa i Eucharystia. Dzień kończył się udziałem we wspólnym nabożeństwie. Niedziele poświęcano w większym stopniu na modlitwę i pogłębienie życia duchowego. W programie niedzielnym oprócz udziału w Eucharystii i nieszporach był czas na lekturę duchową, konferencję ascetyczną i pogłębienie wiedzy katechizmowej. W sobotę po południu wychowankowie mogli przystępować do sakramentu pokuty i przygotowywać się do przeżywania niedzielnej Eucharystii. Co roku, we wrześniu, uczniowie uczestniczyli w rekolekcjach. Pogłębieniu życia religijnego i pobożności służyły również stowarzyszenia maryjne. Ówczesny rektor kolegium ks. Karol Newsham był wielkim czcicielem Maryi i starał się zaszczepić tę samą cześć w sercach swoich wychowanków. Dzięki temu, pierwszymi lekturami Bernarda w Ushaw stały się dwie książeczki św. Alfonsa, założyciela redemptorystów – „Uwielbienia Maryi” i „Nawiedzenia Najświętszego Sakramentu”. Natomiast po przeczytaniu książki św. Ludwika Grignona de Monfort „O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”, dokonał aktu „oddania się w niewolę” Matce Bożej i wstąpił do bractwa różańcowego prowadzonego przez dominikanów.

    Po przybyciu do kolegium Bernard został umieszczony w klasie o rok wyżej. Stało się to przyczyną poważnych trudności w nauce, zarówno z powodu początkowej słabej znajomości języka angielskiego, jak i z braku odpowiedniego przygotowania do studium różnych obowiązkowych przedmiotów. Jak sam wspomina po latach, trudności w nauce miały też swoje źródło w lenistwie – „Pierwsze lata poddawałem się lenistwu do tego stopnia, że aż w skórę dostałem, co mi na zdrowie wyszło, bo odtąd zacząłem być pilniejszym w naukach”[3]. Mimo jednak włożonego wysiłku i ukończenia w 1864 roku ostatniej klasy kolegium, nie udało się zdać Bernardowi egzaminu końcowego przed komisją złożoną z profesorów uniwersytetu londyńskiego, a tym samym nie otrzymał świadectwa dojrzałości. Było to dla niego bardzo bolesnym ciosem.

    Nie zrezygnował jednak ze swojego pragnienia zostania kapłanem. O tym pragnieniu wiedziała jego rodzina i koledzy zarówno w Polsce, jak i w Anglii. Pierwszym krokiem do urzeczywistnienia marzeń młodości było przyjęcie przez niego tonsury 20 września 1862 r., jeszcze podczas nauki w kolegium. Pragnienia zostania kapłanem nie łączył jednak Bernard z życiem zakonnym. Wprawdzie spotykał już zakonników: reformatów, kapucynów, dominikanów, jezuitów i redemptorystów, ale jeszcze w czasie wakacji w 1864 r., gdy był u rodziny Bodenhamów w Rotherwas i ciotka zadała mu pytanie – czy nie myśli o wstąpieniu do zakonu – Bernard odpowiedział – „Ja chcę być księdzem, ale nie na to, żeby być pasibrzuchem w klasztorze, lecz żeby pracować dla Pana Boga”[4]. Ciotka odparła na jego zarzut – „Zakonnik w jednym roku więcej zrobi niż ksiądz świecki w dziesięciu latach”[5]. Te słowa przez dłuższy czas nie dawały mu spokoju. Bernard modlił się wiele o światło i pomoc Bożą, by mógł podjąć właściwą decyzję. Bóg posłużył się zacnym i pobożnym wujem – Karolem Bodenhamem, który zastępował mu w tym czasie ojca. W przeddzień swoich imienin odbył z nim bardzo ważną rozmowę. Wuj poradził mu odbyć rekolekcje elekcyjne. Nazajutrz, po spowiedzi i komunii św., Bernard odczuł pewność, że musi być zakonnikiem i że nim będzie – „już nigdy odtąd ani na chwilę do dnia dzisiejszego nie wątpiłem, że jestem powołany do zakonu …”[6].

    Odtąd wydarzenia następowały szybko po sobie. Bernard udał się na rekolekcje do nowicjatu jezuitów w Roehampton, w jednej z dzielnic Londynu. Odprawił je w dniach od 30 sierpnia do 5 września 1864 r. pod kierunkiem magistra nowicjatu o. Alfreda Welda. Wiele się modlił, odbył spowiedź generalną, a na koniec otrzymał arkusz papieru, na którym miał wypisać pobudki przemawiające za wstąpieniem do zakonu, a także przeszkody, jakie ewentualnie przemawiałyby przeciw tej drodze powołania. Po rozmowie z o. Weldem Bernard postanowił poprosić o przyjęcie do redemptorystów. Ten zgodził się z jego pomysłem i napisał list do ówczesnego wiceprowincjała redemptorystów angielskich o. Coffina polecając go jego życzliwej opiece.

    6 września 1864 r. Bernard zgłosił się do klasztoru redemptorystów w Clapham, na przedmieściach Londynu. W długiej rozmowie z o. Coffinem oraz prowincjałem holenderskim o. Janem Swinkelsem[7], który akurat przebywał w Clapham, przedstawił wyczerpująco motywy i okoliczności swego powołania zakonnego. Po zdaniu również egzaminu z łaciny został przyjęty do zgromadzenia redemptorystów jako postulant, dnia 7 września, w wigilię święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.

    Gdy żegnał się z rodziną Bodenhamów w Rotherwas, ciotka przypomniała sobie, że jej dziadek, minister Feliks Łubieński przyczynił się do wypędzenia redemptorystów z Polski w roku 1808. W tym, co się stało, dostrzegła więc zrządzenie Bożej Opatrzności, by teraz Bernard jako redemptorysta mógł naprawić wyrządzoną przez swego pradziadka krzywdę i z powrotem Zgromadzenie do Polski sprowadzić[8]. 13 września Bernard przybył do domu nowicjatu redemptorystów w Bishop Eton koło Liverpoolu, aby rozpocząć życie zakonne.

    Formacja zakonna i kapłańska

    Nowicjat redemptorystów w Bishop Eton istniał od 1860 r. Mistrzem nowicjatu był o. Jan Stevens. Ówczesne prawodawstwo redemptorystów podkreślało, że celem nowicjatu miała być przede wszystkim „całkowita odnowa wewnętrzna człowieka” i naśladowanie cnót Jezusa Chrystusa.

    Na początku nowicjatu Bernard odprawił piętnastodniowe rekolekcje pod kierunkiem o. magistra, a na ich zakończenie otrzymał habit zakonny 15 października1864 r., w uroczystość św. Teresy od Jezusa. Okres nowicjatu był dla młodego Łubieńskiego nie tylko wprowadzeniem do życia zakonnego w zgromadzeniu redemptorystów, ale także czasem szczególnej próby, Bożego doświadczenia i wewnętrznego dojrzewania. Już w przeddzień obłóczyn otrzymał list od swojego ojca z czekiem i rozkazem, by natychmiast wracał do domu. Listy takie ojciec przysyłał jeszcze kilkakrotnie w obawie, że wstąpienie syna do klasztoru było przejawem jego lekkomyślności i braku głębokiej refleksji. Jakkolwiek mistrz nowicjatu pozostawił Bernardowi całkowitą wolność decyzji, to ten bez wahania odpowiedział: „Chcę pozostać w zgromadzeniu aż do śmierci”. We wspomnieniach zaś zanotował: „Pan Jezus w miłosierdziu swoim dał mi tak dziwną miłość do Kongregacji od pierwszej chwili przyjęcia i taką głęboką pewność, że jestem tam, gdzie Bóg chce”[9]. Swoją decyzję przesłał ojcu oświadczając, że nie może sprzeniewierzyć się woli Bożej.

    List w dość ostrym tonie otrzymał Bernard także od swojego stryja, bpa Konstantego Łubieńskiego, który ubolewał, że jego bratanek wstąpił za granicą do zgromadzenia zakonnego, podczas gdy w ojczyźnie odczuwano wielki brak kapłanów i zakonników. Bernard odpowiedział, że wstąpienie do redemptorystów w Anglii było dla niego oczywistą wolą Bożą.

    Jedynie matka nie czyniła synowi wyrzutów, a dziadek – Ludwik Łempicki – przesłał mu swe błogosławieństwo. Uczynił to także prawie po roku korespondencji ojciec, oświadczając, że w dniu św. Bernarda, 20 sierpnia 1865 r., po komunii św. poznał, że wstąpienie syna do redemptorystów w Anglii było wolą Bożą. Stryj, bp Konstanty Łubieński, wyraził aprobatę dla decyzji bratanka dopiero 2 października 1868 r.

    Interwencja rodziny w czasie nowicjatu Bernarda była dla niego nie tylko powodem zmagań wewnętrznych i wysiłku duchowego, by pozostać wiernym powołaniu zakonnemu, ale także okazją do podejmowania w tym celu szczególnej modlitwy, rozmowy z wychowawcami i korespondencji.

    Pod koniec nowicjatu przeżył jeszcze jedną wielką próbę. Mimo że był zdecydowany wytrwać w swoim powołaniu, to mistrz nowicjatu wahał się, czy dopuścić Bernarda do złożenia ślubów zakonnych. Trzeba pamiętać, że miały to być śluby wieczyste. Będąc w wieku niepełnych dziewiętnastu lat, wydawał się jeszcze duchowo niedojrzałym. Postanowiono więc odłożyć złożenie profesji zakonnej, ale jednocześnie pozwolono Łubieńskiemu rozpocząć studia filozoficzne. Odłożenie złożenia ślubów zakonnych nie zniechęciło go i nie zachwiało jego postanowienia oddania się Bogu w Zgromadzeniu Najświętszego Odkupiciela. Wraz z innymi studentami w roku szkolnym 1865-1866 rozpoczął studium filozofii. Zanim przystąpił do egzaminów, został dopuszczony do złożenia ślubów. Mistrz nowicjatu o. Stevens w swojej relacji dla zarządu generalnego pisał: „Mając na względzie tak wiele dobrych przymiotów, jego naturę uległą i podatną, jego rozsądek i dobry osąd, dobrą wolę, którą okazuje w walce ze swymi brakami, jego obecną gorliwość i jego wspaniałe postępowanie w czasie nowicjatu; mając na względzie to, że nie mam obecnie żadnej wątpliwości co do jego stanowczości; zważywszy na jego przywiązanie do swego powołania i wspaniałego ducha, z jakim przyjął zwłokę odnośnie swej profesji, mam wszelką nadzieję, że stanie się on dobrym zakonnikiem i że wytrwa”[10].

    Po złożeniu ślubów zakonnych w Bishop Eton 7 maja 1866 r. Bernard stał się w pełni członkiem studentatu prowincji angielskiej redemptorystów. Mógł odtąd poświęcić więcej czasu i sił nauce. Studenci w Bishop Eton byli w tym czasie pod wrażeniem wiadomości o przekazaniu w Rzymie 26 kwietnia 1866 r. do kultu publicznego ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Postanowili „wypróbować” nadzwyczajną moc obrazu i wymodlić cud uzdrowienia dla profesora filozofii o. Franciszka Halla, który od kilku lat cierpiał na ataki paraliżu. Rozpoczęli więc nowennę w intencji chorego ojca. Ich modlitwa została wysłuchana. Choroba już nigdy nie wróciła. To cudowne uzdrowienie wywołało istny „wybuch nabożeństwa” do Matki Bożej Nieustającej Pomocy wśród studentów. Dla Bernarda Maryja w swoim cudownym obrazie stała się odtąd gwiazdą przewodnią na drodze powołania, a samo nabożeństwo do Niej nadało nowy sens jego życiu.

    W roku szkolnym 1867-1868 rozpoczął kurs dogmatyki, studiując oprócz Pisma św. i historii Kościoła także teologię dogmatyczną. Po ukończeniu studiów w Bishop Eton, 31 sierpnia 1869 r., Łubieński wraz z czterema współbraćmi udał się na dalsze studia do Wittem w Holandii. Jego kierownikiem duchowym był odtąd prefekt studentów o. Franciszek Ksawery Godts. Po kilkutygodniowych wakacjach i po rekolekcjach otrzymał 6 października mniejsze święcenia – ostiariatu, lektoratu, egzorcystatu i akolitatu. Zarówno wpływ przełożonych, wychowawców i nauczycieli, jak i oddziaływanie szerszego środowiska klasztoru w Wittem przyczyniło się dodatnio do duchowego i intelektualnego rozwoju Bernarda. Mógł się budować pracą duszpasterską ojców holenderskich. Słuchał z podziwem relacji o misji redemptorystów w Gujanie Holenderskiej. Przeżywał też głęboko różne wydarzenia zewnętrzne, jak np. śmierć stryja, bp. Konstantego Łubieńskiego, w drodze na wygnanie; Sobór Watykański I oraz ogłoszenie dogmatu o nieomylności papieża; nadanie św. Alfonsowi de Liguori tytułu „doktora Kościoła”. Wydarzenia te przyczyniły się nie tylko do ożywionych rozmów, dyskusji, lektur i nabożeństw w studentacie, ale także do pogłębienia przywiązania do Kościoła i własnego zgromadzenia zakonnego w duszy Bernarda. Wydarzeniem budzącym niepokój i grozę była wojna francusko – pruska, trwająca od 19 lipca 1870 r. do 10 maja 1871 r. Do Wittem, w neutralnej Holandii, przybyło wielu studentów redemptorystów, nie tylko z krajów objętych wojną, ale także z innych państw, gdzie panowało prześladowanie i ucisk Kościoła. Dzięki temu studentat stał się bardzo liczny i prawie międzynarodowy. Miało to swe dobre następstwa w postaci wzajemnego poznania, zrozumienia, zacieśnienia więzów miłości braterskiej, przy równoczesnym zdrowym współzawodnictwie.

    12 października 1870 r. Bernard otrzymał święcenia subdiakonatu, a następnego dnia diakonatu. Na przyjęcie święceń kapłańskich musiał jeszcze poczekać do ukończenia 24 roku życia. Przygotowywał się do nich nie tylko przez studium, które nadal kontynuował, ale także przez modlitwę. 23 grudnia rozpoczął rekolekcje przed święceniami pod kierunkiem o. Godtsa. Same święcenia kapłańskie otrzymał w pobliskim Akwizgranie (Aachen), w kościele redemptorystów p.w. św. Alfonsa 29 grudnia 1870 r. z rąk bpa Teodora Laurenta rezydującego w tym mieście, byłego ordynariusza luksemburskiego. Rektor klasztoru redemptorystów w Aachen, o. Michał Heilig, urządził Bernardowi prymicje trzy dni później, w Nowy Rok, w tym samym kościele. Mszę św. odprawiał w albie, której używał św. Klemens, a funkcję archidiakona pełnił o. Fryderyk von Held – uczeń św. Klemensa.

    Zima tego roku była bardzo ciężka. W wyniku tego Łubieński nabawił się choroby i silnych bólów reumatycznych, które wydawały się zapowiadać późniejsze załamanie się zdrowia i paraliż nóg. Wiosną zdrowie mu się nieco poprawiło i mógł zakończyć szczęśliwie studia w Wittem. Przed powrotem do Anglii, w sierpniu 1871 r., gościł Bernard swą matkę, spotykając się z nią po dziesięciu latach niewidzenia się. Przybyli do Wittem także jego bracia – Henryk wraz z żoną i Roger – oraz wujostwo Bodenham ze swym przybranym synem Ludwikiem Łubieńskim. Był to jakby mały zjazd rodzinny z okazji jego święceń kapłańskich. Mógł w końcu odprawić „rodzinne” prymicje. W rozmowie z bratem Rogerem pojawiła się też myśl ewentualnego powrotu redemptorystów do Polski. Jak jednak później zaznaczył w swoich „Wspomnieniach” były to tylko święte pragnienia bez realnych możliwości i przedsięwzięć[11].

    Po egzaminach końcowych i po pożegnaniu z rodziną 4 września 1871 r. Bernard opuścił Wittem i powrócił do Anglii. Zakończył się w ten sposób długi i ważny okres jego formacji zakonnej i kapłańskiej. Decyzje bowiem podejmowane w dniu wyboru życia zakonnego, w chwilach próby i doświadczeń podczas nowicjatu, w czasie ślubów zakonnych i święceń kapłańskich, były wydarzeniami, które rzutowały na całe jego życie. Napotkał bowiem w okresie formacji niezwykle korzystne warunki wychowawcze. Zarówno ogólna sytuacja duchowa w zgromadzeniu redemptorystów odznaczająca się duchem modlitwy, ascezą i zapałem apostolskim, jak i konkretne osoby wychowawców, nauczycieli i przełożonych, stały się czynnikami kształtującymi jego umysłowość i duchowość. Podejmując współpracę, studium, modlitwę i pracę wewnętrzną, odpowiadał Bernard Bogu wzywającemu go do posłannictwa apostolskiego i odegrania szczególnej roli w Kościele polskim i w Zgromadzeniu Najświętszego Odkupiciela.

     Praca apostolska w Anglii 1871-1882

    Klasztor redemptorystów w Clapham, znajdujący się na przedmieściach Londynu stał się nowym miejscem pobytu o. Bernarda. Przebywał tam prawie przez cały czas swojego pobytu w Anglii, z wyjątkiem półrocznego pobytu w Perth, w Szkocji, na przełomie 1872 i 1873 r. Klasztor ten był siedzibą przełożonego prowincji angielskiej redemptorystów oraz domem misyjnym.

    O. Łubieński przybył do klasztoru w Clapham 7 września 1871 r. Chociaż starsi współbracia mieli wiele pracy w domu i na misjach, to jednak o. Bernard nie brał początkowo bezpośredniego udziału w pracy duszpasterskiej, zgodnie z konstytucjami zgromadzenia, które na to nie pozwalały przed trzydziestym rokiem życia. – „Cały ten rok [1871-1872] spędziłem na modlitwie, na studium [teologii] moralnej i mozolnym wypracowaniu sobie kazań, jakie od czasu do czasu miewałem”[12]. Nie otrzymał także jeszcze wówczas stałej jurysdykcji do sprawowania sakramentu pokuty.

    W ramach bezpośredniego przygotowania do pracy misyjnej o. Bernard został skierowany do Perth, w Szkocji, gdzie 29 września 1872 r. wraz z siedmioma innymi współbraćmi rozpoczął tzw. „drugi nowicjat”. Był to sześciomiesięczny kurs misyjny mający na celu zarówno odnowę życia duchowego, jak i studium teorii kaznodziejstwa i katechezy oraz przygotowanie kazań misyjnych i innych przemówień potrzebnych na misjach. Zakończenie „drugiego nowicjatu” nastąpiło 22 kwietnia 1873 r.

    Prowincjał redemptorystów angielskich o. Coffin powołał o. Bernarda na swego osobistego sekretarza oraz kronikarza prowincji. Będąc sekretarzem prowincjała, nie tylko spełniał zwyczajne posługi i niósł pomoc swemu przełożonemu, ale także stał się jego zaufanym doradcą, powiernikiem myśli i zamiarów. Równocześnie o. Coffin przez swój wpływ osobisty, przez pouczenia i rady doskonalił jego formację i przygotowywał go do ważnych zadań i obowiązków w przyszłości. Był po prostu jego kierownikiem duchowym, a nawet spowiednikiem.

    O. Łubieński był nie tylko sekretarzem prowincjała, ale także kronikarzem i archiwistą prowincji angielskiej redemptorystów. Przejawem szczególnego zaufania zarządu prowincji angielskiej redemptorystów względem o. Bernarda było też powierzenie mu urzędu prokuratora (1877 r.). Była to funkcja należąca w pewnym stopniu do zakresu działania zarządu prowincji. Obowiązkiem prokuratora była przede wszystkim troska o dobra materialne prowincji i administrowanie nimi w porozumieniu z prowincjałem, od którego był zależny w czynieniu wszelkich wydatków. Urząd ten pełnił prawie pięć lat, aż do swojego wyjazdu do Polski (16.05.1882 r.).

    Kilka miesięcy po przybyciu z Perth do Clapham o. Bernard otrzymał we wspólnocie zakonnej funkcję prefekta kościoła przyklasztornego Matki Boskiej Zwycięskiej. Był to również ważny i odpowiedzialny obowiązek troski o kult Boży w kościele i zewnętrzny porządek w nim. Chodziło o sprawowanie liturgii w taki sposób i utrzymywanie kościoła w takim stanie, by służyło to pożytkowi duchowemu wiernych uczęszczających do kościoła. Jako prefekt kościoła włączał się bezpośrednio w działalność duszpasterską parafii. Na uwagę zasługuje zwłaszcza pomoc niesiona konwertytom powracającym do Kościoła katolickiego.

    Nie mniej ważną dziedziną działalności apostolskiej o. Bernarda w Anglii była jego praca misyjna. Pierwszą pracą, którą przeprowadził wraz z jednym ojcem, było triduum przed wprowadzeniem obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Rotherwas (12-16.08.1874 r.). Natomiast pierwszą misją, którą prowadził wraz z kilku misjonarzami była misja w parafii katedralnej w Birmingham (w październiku 1875 r.). Jako młody misjonarz wygłosił tylko kilka nauk porannych, prowadził modlitwę różańcową, wiele spowiadał i odwiedzał domy parafian. Liczba prowadzonych misji, renowacji misji i rekolekcji zamkniętych zwiększała się z każdym rokiem. Ogółem w latach 1874-1882 brał udział w prowadzeniu 25 misji, 6 renowacji misji i 4 innych prac apostolskich.

    W okresie pobytu w Anglii o. Łubieński niósł także pomoc polskim emigrantom przybywającym licznie do Londynu, czy do innych miast angielskich. Działalność ta podejmowana okazyjnie polegała przede wszystkim na sprawowaniu sakramentów świętych, legalizowaniu małżeństw, udzielaniu pomocy materialnej, okazywaniu gościnności przez życzliwe przyjmowanie rodaków w kościele i w klasztorze londyńskim. Z upoważnienia kardynała H.E. Manninga pośredniczył też w staraniach o odpowiedniego duszpasterza dla Polaków w stolicy Anglii.

    Dziewięcioletnia, wieloraka praca apostolska o. Bernarda w Anglii była z jednej strony ukazaniem jego uzdolnień i możliwości działania w różnych dziedzinach życia kościelnego, z drugiej zaś strony potwierdzała jego osobisty wkład w wykorzystanie tych uzdolnień i możliwości.

     Powrót od Ojczyzny

    21 maja 1882 r. o. Bernard Łubieński wraz z biskupem nominatem o. Coffinem znaleźli się w Rzymie, w domu generalnym redemptorystów. Niedługo po przyjeździe udało mu się zdobyć dla nowej fundacji facsimile obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy.

    W tym czasie przebywali w Rzymie również bracia o. Łubieńskiego: Zygmunt, który przygotowywał się do doktoratu z prawa kanonicznego i Tomasz, który po ukończeniu gimnazjum przybył studiować filozofię katolicką. Korzystając z pobytu w Wiecznym Mieście o. Bernard w wolnym czasie razem z braćmi zwiedzał różne kościoły i zabytki. Jak jednak pisze we „Wspomnieniach”, zwracał uwagę nie tyle na zabytki, lecz w każdej odwiedzanej świątyni modlił się o błogosławieństwo dla nowej fundacji[13]. Wspólnie z braćmi spotykał się też z wieloma znanymi osobistościami. Był m.in. u kard. Mieczysława Ledóchowskiego, bpa Genewy Mermilloda i o. Semenenki, generała zmartwychwstańców. Poznał także dwóch alumnów kolegium polskiego: ks. Kryszkiana (późniejszego wikariusza generalnego w Kownie) i ks. Leona Wałęgę (późniejszego bpa tarnowskiego).

    Razem z braćmi, w drugi dzień Zielonych Świąt (29.05.), o. Bernard uczestniczył we Mszy św. sprawowanej przez papieża Leona XIII w jego kaplicy, a następnie w audiencji. Gdy powiedział Ojcu św., że udaje się na nową fundację do Polski, ten odpowiedział: „Coraggio, riuscirà!” czyli „Odwagi, uda się!”. Po raz drugi był na audiencji u papieża wraz z o. Coffinem, 11 czerwca, w dniu jego biskupiej konsekracji. Papież pobłogosławił wtedy krzyż misyjny, który o. Bernard otrzymał od o. Coffina i jeszcze raz udzielił mu swojego błogosławieństwa na nową fundację. Kończąc opis tego spotkania o. Łubieński w swoich „Wspomnieniach” napisał: „Urosła moja nadzieja, że się fundacja w Mościskach uda i że dotrzemy z misjami do Rosji”[14].

    Po konsekracji biskupiej pojechał jeszcze z bp. Coffinem do Castellamare, gdzie na kuracji przebywał o. generał Mauron. Było to pierwsze spotkanie o. Bernarda z najwyższym przełożonym redemptorystów. Przeprowadził z nim długą rozmowę na temat przyszłej pracy na ziemiach polskich. O. generał oznajmił mu, że odtąd będzie należał do prowincji austriackiej.

    W końcu przyszedł czas pożegnania. Najtrudniej było mu się rozstać z o. Coffinem, który przez dotychczasowe lata był jego duchowym mistrzem. Zdawało mu się, że wypływa na morze życia bez sternika. Jego rady i przestrogi pozostały mu jednak na długo w pamięci.

    Opuściwszy Rzym, dotarł do Wiednia w nocy 15 lipca 1882 r. Na stacji czekał na niego sam prowincjał o. Hamerle. Przez trzy tygodnie czekał w Wiedniu na dalsze decyzje przełożonych. W końcu został posłany do domu nowicjatu w Eggenburgu, by mógł lepiej zaaklimatyzować w prowincji austriackiej. Magistrem nowicjatu był wówczas świątobliwy o. Diessel. Jego to wybrał sobie na kierownika duchownego. Czas wolny poświęcił uczeniu się języka polskiego. W tym celu m.in. tłumaczył niektóre swoje nauki misyjne, jakie miał napisane w języku angielskim, na język polski.

    Kiedy bp krakowski Albin Dunajewski dowiedział się od Tomasza Łubieńskiego, ojca Bernarda, że ten uczy się języka polskiego w Austrii, zaprosił go do Krakowa. Przełożeni wyrazili zgodę i 23 stycznia 1883 r. o. Łubieński pojechał w towarzystwie prowincjała o. Hamerle do Krakowa, by w Ojczyźnie doskonalić swój język polski. W Krakowie zamieszkał w pałacu biskupim. Tam też odprawiał Mszę św. i stołował się. Głosił także konferencje w klasztorze sióstr wizytek, w którym przebywały jego dwie siostry: Zofia Amata i Irena. Po każdej konferencji matka przełożona wskazywała mu błędy językowe, dzięki czemu mógł lepiej opanować ojczysty język. Aby mógł lepiej nauczyć się języka polskiego ks. biskup skierował go również do posługi w konfesjonale w różnych kościołach Krakowa.

    W patriotycznej atmosferze Krakowa o. Bernard uczył się na nowo kochać Polskę. To dzięki ks. bp. Dunajewskiemu mógł przez 4 miesiące zapoznać się z krajem, wyprostować swoje poglądy, poznać wielu znakomitych ludzi, jak np. Stanisława Tarnowskiego, zmartwychwstańców – Waleriana Kalinkę i Józefa Pawlickiego, ks. Józefa Pelczara, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego (późniejszego bpa przemyskiego). Spotkał tu też powracającego z wygnania abpa męczennika Zygmunta Felińskiego (swego spowiednika w Petersburgu), jak również o. Leandra kapucyna, który przygotowywał go do Pierwszej Komunii św. To właśnie on stał się jego spowiednikiem w czasie pobytu w Krakowie.

    Zbliżał się czas rozpoczęcia nowej fundacji. 28 maja przybył do Krakowa o. Antoni Jedek wyznaczony na superiora klasztoru, który już następnego dnia wyjechał do Mościsk. Natomiast o. Łubieński wyruszył do Mościsk z początkiem czerwca. W tym samym miesiącu jako trzeci do nowej wspólnoty dołączył br. Jan Nepomucen Grala.

    W ten sposób powstała fundacja w Mościskach. Powrót redemptorystów na ziemie polskie stał się faktem. Dokonało się to przede wszystkim dzięki o. Bernardowi Łubieńskiemu, którego nazwano drugim fundatorem Zgromadzenia Najśw. Odkupiciela w Polsce. To on swoją postawą inspirował inicjatywy podejmowane w tym względzie przez swojego brata Rogera. Gdyby nie fakt wstąpienia Bernarda do redemptorystów w 1864 r., to prawdopodobnie Roger nie podejmowałby starań i przybycie redemptorystów do Polski opóźniłoby się i miało inny przebieg. Podróż o. Łubieńskiego do Polski w 1879 r. i jego relacja z tej podróży miały również szczególne znaczenie, gdyż pogłębiły jego własną świadomość możliwości i potrzeby fundacji redemptorystów na ziemiach polskich oraz utwierdziły przekonanie przełożonych – o. Coffina i generała o. Maurona – o konieczności podjęcia dalszych działań w tym kierunku. Wzmocniła ona też zainteresowanie Rogera i chęć współdziałania w całej sprawie. Niezastąpioną rolę o. Bernarda w powrocie redemptorystów do Polski potwierdza również jego konieczna obecność w pierwszej obsadzie domu zakonnego w Mościskach. Przełożeni decydując się na fundację liczyli przede wszystkim na o. Łubieńskiego mówiącego językiem polskim, znającego bliżej kulturę i obyczaje Polaków oraz mającego większe możliwości kontaktów z przedstawicielami polskiego społeczeństwa. Pozostali redemptoryści, którzy jako pierwsi przybyli do Mościsk nie byli Polakami i nie władali od razu dobrze językiem polskim.

    Pierwsze lata pracy w Mościskach (1883-1888)

    W roku 1883 Mościska były małym powiatowym miasteczkiem liczącym ponad 3 tysiące mieszkańców. Zamieszkiwała je biedna i zaniedbana ludność polska pomieszana z Rusinami. Parafia rzymskokatolicka w Mościskach, licząca 12 tysięcy, była rozrzucona na rozległym obszarze o promieniu mniej więcej 11 kilometrów. Z powodu dużej odległości i ubóstwa (brakowało nawet ubrania) wielu parafian całymi miesiącami nie chodziło do kościoła, pogrążając się w obojętności religijnej.

    Kościół podominikański św. Katarzyny, który redemptoryści otrzymali od miasta znajdował się w opłakanym stanie. Brak było posadzki, sprzętów kościelnych i szat liturgicznych. W klasztorze znajdowała się jeszcze szkoła i mieszkali lokatorzy, tak że przez pierwsze kilka tygodni musiały wystarczyć tylko dwa pomieszczenia. Skromne zasoby finansowe przywiezione z Wiednia szybko się rozchodziły na prace remontowe, dlatego też życie wspólnoty naznaczone było skrajnym ubóstwem, wręcz nędzą. Za stół służyła przykryta deską beczka, a za posłanie wiązka słomy rzucona na podłogę, po której spacerowały myszy i różne robactwo.

    Ponieważ żaden z ojców nie władał dobrze językiem polskim, początkowo nie głoszono kazań. Dopiero w Uroczystość Najśw. Odkupiciela (święto patronalne redemptorystów) – 15 lipca – o. Łubieński wygłosił pierwsze kazanie. W czasie Mszy św. władze miasta przekazały uroczyście kościół św. Katarzyny redemptorystom. Odtąd w każdą niedzielę głoszono dwa kazania – jedno na Sumie i jedno na nieszporach.

    Od początku swego pobytu w Mościskach ojcowie zwrócili szczególną uwagę na konfesjonał. W każdą niedzielę czas wolny od nabożeństw i głoszenia kazań poświęcali na słuchanie spowiedzi, siedząc w konfesjonale nieraz nawet do czwartej lub piątej po południu. Z okazji większych uroczystości spowiadali już w przeddzień od rana do późnego wieczora.

    O. Jedek, jako przełożony wspólnoty, powierzył o. Łubieńskiemu troskę o kościół i organizowanie nabożeństw. O. Bernard jako wielki czciciel MB Nieustającej Pomocy pragnął rozbudzić w sercach parafian ufność w Jej nieustającą pomoc. W tym celu przywiózł do Mościsk autentyczną kopię rzymskiego obrazu MBNP. W święto Narodzenia Maryi, 8 września 1883 r., obraz został zawieszony nad ołtarzem. W czasie kazania, które głosił o. Jedek, rozpętała się wielka burza z piorunami. Wierni z przerażeniem pomyśleli o nie zebranych jeszcze plonach i obawiali się kolejnego gradobicia, które często nawiedzało te strony. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca, a gradobicie przestało odtąd nawiedzać Mościska i okolice. Odczytano to jako szczególny znak interwencji Maryi. Odtąd, co miesiąc, w każdą drugą niedzielę miesiąca o. Łubieński przewodniczył nabożeństwom ku czci MBNP i głosił o Niej kazanie. W krótkim czasie wizerunek Maryi znalazł się prawie w każdym domu w okolicy, a do furty klasztornej przybywali wierni by złożyć podziękowanie za otrzymane łaski.

    W grudniu do wspólnoty w Mościskach dołączył o. Paweł Meissner. Dzięki temu można było rozszerzyć teren pracy apostolskiej. Z Wielkim Postem 1884 r. wprowadzono w kościele św. Katarzyny nabożeństwo 40-godzinnne i Drogę krzyżową. Dalej większość czasu ojcowie spędzali w konfesjonale. W lipcu o. Bernard rozpoczął głoszenie rekolekcji indywidualnych dla kapłanów. Wśród pierwszych uczestników był m.in. bł. ks. Bronisław Markiewicz, późniejszy założyciel michalitów.

    Mimo wielu zajęć o. Łubieński nie zaniedbywał swojego życia duchowego. Będąc pełnym gorliwości i pragnąc zostać świętym, starał się jak najdoskonalej pełnić wolę Bożą zawartą w przepisach reguły i w rozkazach swoich przełożonych. W swoim zapale apostolskim marzył o misjach, o nowych fundacjach w Warszawie i Petersburgu. Przełożeni, kierując się bardziej dojrzałym osądem, musieli odrzucać projekt za projektem. Ówczesny prowincjał o. Hamerle pisał tak o tym do o. Jedka: „Ojciec Łubieński jest człowiekiem o dobrym usposobieniu, który pod każdym względem ma dobre zamiary, ale wydaje się słabowitego zdrowia. Co do jego ducha, to prawdopodobnie brak mu potrzebnej roztropności. W każdym razie gorliwość ma o wiele większą. Ufam, że da się chętnie pokierować przez Waszą Przewielebność”[15]. Pod kierownictwem o. Jedka i o. Hamerle dokonywało się gruntowne oczyszczenie duszy o. Bernarda z naturalnych skłonności. Umierał sobie, by być w pełni narzędziem w rękach Chrystusa.

    Źródłem oczyszczenia z ludzkich słabości, a jednocześnie sposobnością do nieustannego zapierania się siebie aż do śmierci stała się dla o. Łubieńskiego ciężka choroba, na którą zachorował w styczniu 1885 r., a która uczyniła go kaleką na resztę życia. Odprawiając mimo przeziębienia swoje doroczne dziesięciodniowe rekolekcje, trzeciego dnia poczuł się tak słaby, że po Mszy św. trzeba go było odprowadzić do celi i położyć do łóżka. Miejscowy lekarz stwierdził aż 4 choroby, z których każda mogła zakończyć się śmiercią. Przez dwa tygodnie leżał nieprzytomny. W nocy z 20 na 21 stycznia stan się tak pogorszył, że przyniesiono mu Wiatyk i udzielono ostatniego namaszczenia. Lud mościski codziennie modlił się przed obrazem MBNP o uzdrowienie dla niego. Wreszcie 18 lutego gorączka ustąpiła. Niespodziewanie jednak 1 marca choroba przypuściła nowy atak. Gdy za pozwoleniem lekarza próbował wstać, siły go nagle opuściły. Zdążył jeszcze zawołać pielęgnującego go brata, by go podtrzymał. Tym razem lekarz stwierdził paraliż całego organizmu. O. Bernard nie mógł ruszyć ani ręką, ani nogą. Po zastosowaniu codziennych masaży i kąpieli siarczanych ustąpiło niebezpieczeństwo śmierci. Dopiero jednak 5 czerwca przyniesiono o. Łubieńskiego po raz pierwszy do refektarza na wspólny obiad. Później z polecenia o. prowincjała przewieziono go do Wiednia, a stamtąd do Baden na specjalną kurację. O tym pobycie pisze tak w swoich „Wspomnieniach”: „Widać Pan Bóg pobłogosławił ich zabiegi o moje zdrowie, bo po trzydziestu kąpielach już mogłem stanąć na nogi i powoli siły wracały w moje martwe członki”[16]. Dzięki temu 9 sierpnia, po siedmiu prawie miesiącach przerwy, mógł znowu odprawić Mszę św. Pragnąc odwdzięczyć się Matce Bożej za powrót do zdrowia o. Bernard rozpoczął w Baden tłumaczenie nowenny do MBNP napisanej po francusku przez o. Saint-Omera. Chciał jak najszybciej powrócić do Mościsk. O. prowincjał posłał go jednak na dalszą rekonwalescencję do klasztoru w Katzelsdorf. Spędził tam prawie rok. Dużo się modlił, czytał i studiował. Dokończył tłumaczenia nowenny i napisał też po francusku życiorys o. Coffina (+1885). Pod koniec maja o. prowincjał wysłał go na jeszcze jedną kurację do Baden (31.05.-2.08.). Okazała się ona na tyle skuteczna, że po czternastu miesiącach pobytu w Austrii, 18 sierpnia 1886 r., o. Łubieński powrócił do Mościsk. Chociaż fizycznie był kaleką, który bez laski nie mógł zrobić kroku, to nie utracił duchowego zapału. Odtąd każda jego posługa była naznaczona cierpieniem i trudem, ale dzięki temu stawała się bardziej owocna.

    W listopadzie 1886 r. o. Bernard pojechał w końcu wspólnie z o. Jedkiem na swoją pierwszą misję parafialną na ziemiach polskich w Laszkach pod Jarosławiem. Po zakończeniu misji głosił jeszcze kazania w Moszczanach w szkole prowadzonej przez siostry szarytki, a także nauki przygotowawcze do Pierwszej Komunii św. w kaplicy pałacowej Zamoyskich w Wysocku dla ich syna Zygmunta.

    W lecie 1887 r. o. prowincjał wysłał o. Łubieńskiego na trzecią kurację do Baden. Jednak i tym razem nie przyniosła ona polepszenia. Po powrocie doszła do skutku kolejna misja, tym razem w Rożnowie (7-15.09.). Prowadził ją wspólnie z o. Jedkiem. W tym samym miesiącu przeprowadził już sam kolejną misję w Michałówce niedaleko Laszek. Kolejny rok przyniósł misje w Iwoniczu i Borysławiu oraz cztery renowacje misji. Oprócz tych prac głosił również rekolekcje ogólne po dworach. Sporadycznie także głosił konferencje dla zakonnic, a w 1888 r. wygłosił pierwsze rekolekcje dla sióstr urszulanek.

    Ponieważ przełożonym i rodzinie o. Bernarda trudno było pogodzić się z myślą, że zostanie kaleką do końca życia, z inicjatywy swojego ojca latem 1888 r. pojechał na kolejną kurację, tym razem do Buska. Ten czas wykorzystał również na zebranie informacji dotyczących pobytu redemptorystów w pobliskich Piotrkowicach w latach 1824-1834. Udało mu się nawet zdobyć kronikę klasztorną z tego okresu.

    Jako wierny syn św. Alfonsa naśladował go też w apostolstwie pióra. Oprócz Nowenny do MBNP, napisał też m.in. dwa artykuły z okazji setnej rocznicy śmierci św. Alfonsa i życiorys o. Klemensa Hofbauera z okazji jego beatyfikacji.

    Intensywna praca misyjna (1889 – 1903)

    Punktem zwrotnym w życiu apostolskim o. Bernarda Łubieńskiego stał się rok 1889. Klasztor mościski liczył już pięciu ojców i dlatego dwóch, a nawet trzech ojców mogło bez żadnych przeszkód wyjeżdżać stale na prace apostolskie. O. Bernard zdążył też do tego czasu opanować już całkowicie język polski i dał się poznać jako wybitny kaznodzieja. Zdobył również potrzebne doświadczenie do pracy misyjnej, a dzięki kalectwu, został oczyszczony z naturalnych pobudek działania.

    Głównym celem apostolskich wysiłków o. Łubieńskiego stały się misje i renowacje. Do tej pory (w latach 1886-1888) przeprowadził ich sam lub z innymi współbraćmi tylko 7, a już w 1889 r. 12 misji. Do końca 1903 r. liczba przeprowadzonych misji i renowacji wzrosła do 209. Średnio głosił 10-15 misji w ciągu roku. Najwięcej prac misyjnych przeprowadził w 1898 r. – aż 21. Większość tych misji i renowacji wygłosił w Galicji (130), zarówno w małych wiejskich parafiach, jak i w wielkich miastach (np.: Lwów, Kraków, Przemyśl). Nie można też nie wspomnieć o misjach w samych Mościskach. Szczególne znaczenie dla dalszego rozwoju redemptorystów w Polsce miała renowacja misji św. w Piotrkowicach w 1889 r. Na jej zakończenie o. Bernard zachęcił proboszcza, ks. Józefa Dutkę, oraz parafian, żeby sprowadzili do swego kościoła obraz MB Nieustającej Pomocy i założyli Bractwo MB Nieustającej Pomocy. Widząc błogosławione skutki pracy misyjnej redemptorystów i nabożeństwa do MB Nieustającej Pomocy, ks. proboszcz zaproponował im objęcie pobenedyktyńskiego kościoła w pobliskim Tuchowie. O. Łubieński przedstawił ten projekt bp. tarnowskiemu Ignacemu Łobosowi. Prośbę poparli także mieszkańcy Tuchowa. Ks. biskup zaaprobował projekt. Po wyrażeniu zgody na nową fundację także przez o. generała, redemptoryści pod koniec kwietnia 1893 r. objęli kościół w Tuchowie.

    Korzystając z różnych nadarzających się okazji, o. Bernard głosił też misje i renowacje na ziemiach polskich pod zaborem pruskim. I tak, już pod koniec stycznia 1889 r. udał się po raz pierwszy na pracę apostolską w Księstwie Poznańskim, zaproszony przez Józefa Chłapowskiego, założyciela Kółek Rolniczych i kolatora kościoła parafialnego w Żegocinie koło Pleszewa. Odtąd przez 15 lat co roku przez dwa, trzy miesiące pracował w Poznańskiem, korzystając z życzliwości kolatorów, często swoich krewnych, którzy w porozumieniu z proboszczami inicjowali zorganizowanie misji, czy rekolekcji, czy innej pracy apostolskiej. O. Łubieński zwykle występował jako kapłan diecezjalny, dzięki czemu władze lokalne patrzyły przez palce na tę zabronioną zasadniczo działalność cudzoziemców w państwie pruskim. W 1894 r. głosił sam w Kijewie pierwszą misję redemptorystów na Pomorzu, a w roku następnym wraz z innymi misjonarzami pierwszą misję na Śląsku – w Opolu. Ponieważ praca misyjna redemptorystów przynosiła wielkie owoce w Poznańskiem pojawiły się plany fundacji na tych terenach.

    O. Bernard odbył też w tym czasie podróż misyjną do Westfalii i Anglii (27.06.-22.08.1891). Przeprowadził m. in. misje w Langendreer koło Bochum i w Rotherwas.

    Owocność swoich prac misyjnych i rekolekcyjnych przypisywał szczególnej pomocy Maryi, Matki Nieustającej Pomocy, której obraz zabierał ze sobą na prace apostolskie. Na zakończenie każdej misji zachęcał proboszczów, aby ten obraz stał się trwałą pamiątką. Dzięki tej jego inicjatywie sprowadzono do Polski z Rzymu ponad 70 autentycznych kopii cudownego obrazu.

    Oprócz misji i renowacji o. Łubieński przeprowadził w tym czasie wiele serii rekolekcji. Były to rekolekcje parafialne, rekolekcje „różańcowe”, triduua, rekolekcje ogólne w kaplicach pałacowych, rekolekcje dla służących, dla pań, dla panów, dla robotnic zorganizowanych przez Anielę Karłowską, dla guwernantek – Angielek, dla uczennic gimnazjum urszulanek w Tarnowie i pensji wizytek w Krakowie, dla dzieci przed Pierwszą Komunią św. Przez trzy lata z rzędu (1894-96) prowadził w lipcu ośmiodniowe ćwiczenia duchowne dla kuracjuszy w Krynicy.

    Szczególnie umiłowanym terenem pracy o. Bernarda stały się rekolekcje dla kapłanów. Przeprowadził dla nich wiele serii rekolekcji. Wielu kapłanów, również biskupów, odprawiło w Mościskach pod jego kierunkiem swoje prywatne rekolekcje (m.in.: ks. bp Puzyna, ks. bp Kossowski z Włocławka, ks. bp Nowak, ks. abp Popiel).

    Głosił także rekolekcje dla kleryków. Pod jego kierunkiem odnawiały się w gorliwości również siostry zakonne – felicjanki, urszulanki, niepokalanki, elżbietanki, klaryski (w Starym Sączu i w Bullingham w Anglii), norbertanki (w Krakowie), karmelitanki, józefitki, dominikanki, benedyktynki, kapucynki, wizytki i siostry z powstającego Zgromadzenia Dobrego Pasterza (Przez długi czas o. Łubieński był duchowym doradcą założycielki tego zgromadzenia – bł. Marii Karłowskiej – i przez 9 lat prawie co roku głosił dla nich rekolekcje, a co kilka miesięcy głosił konferencje i spowiadał). Na swoje prywatne rekolekcje pod kierunkiem o. Bernarda zaczęli przyjeżdżać też ludzie świeccy.

    Wygłosił także wiele kazań okolicznościowych (np. w katedrze gnieźnieńskiej przy otwarciu trumny prymasa Macieja Łubieńskiego) oraz konferencji po dworach. Trzeba też wspomnieć o licznych kazaniach wygłoszonych w kościele mościskim podczas pobytu w klasztorze.

    Wkrótce po utworzeniu przez o. generała polskiej wiceprowincji został mianowany przełożonym klasztoru w Mościskach (1.11.1894). Urząd ten sprawował prawie przez trzy kadencje. Przybyło mu tym samym wiele nowych obowiązków, a jednocześnie zaczęły się realizować jego marzenia, by kandydaci do zgromadzenia mogli kształcić się na ziemiach polskich, a nie w Austrii (w sierpniu 1895 r. powstał w Mościskach juwenat, w roku następnym nowicjat dla braci laików, a w roku 1900 został otwarty nowicjat dla kleryków).

    W tym czasie zrodziła się też myśl założenia nowego klasztoru. Ponieważ próby osiedlenia się w Poznańskiem i na Pomorzu spełzły na niczym, pozostała Galicja. Kard. Puzyna objąwszy diecezję krakowską, pragnął osiedlić redemptorystów w Krakowie lub na prowincji. Ostatecznie w rozmowie z o. Łubieńskim zaaprobował projekt osiedlenia się zgromadzenia w Podgórzu (było ono wówczas samodzielnym miastem pod Krakowem). Po dwudziestu latach, 1 sierpnia 1903 r., o. Bernard opuścił Mościska i zamieszkał w Krakowie. W uroczystość św. Alfonsa (2.08.) ks. bp Nowak poświęcił kaplicę i umieszczono w niej obraz MB Nieustającej Pomocy. Odtąd Podgórze stało się siedzibą wiceprowincjała, a o. Łubieński został mianowany jego konsultorem i ekonomem klasztoru.

    Te wszystkie prace i obowiązki podejmował mimo swojego kalectwa. Nie brakowało ludzi życzliwych, którzy próbowali mu pomóc w odzyskaniu władzy w sparaliżowanych nogach. Jedną z tych osób była Barbara Kwilecka, która w porozumieniu z o. Janečkiem (ówczesnym przełożonym w Mościskach) załatwiła o. Bernardowi kurację wodoleczniczą u głośnego wówczas ks. Kneippa w Wörishofen w Bawarii (5.07.-7.08.1890). Będąc na kuracji o. Łubieński był przede wszystkim apostołem. Codziennie rano i wieczorem przez godzinę zasiadał do konfesjonału i spowiadał kapłanów, których ok. 100 było wówczas na kuracji. Ponieważ stan zdrowia nie poprawił się, jego przyjaciele postanowili pojechać wraz z nim do pobliskiego miasteczka Kaufbeuren, gdzie znajdował się grób czcigodnej m. Crescenti, franciszkanki. Przy jej grobie działy się cuda. Trwając tam na modlitwie o. Bernard usłyszał słowa: Fiat voluntas tua. Zrozumiał, że wolą Bożą jest, by był kaleką do końca życia.

    Z polecenia samego o. generała wyjechał też na dwa miesiące na wypoczynek do Rzymu (23.01.-23.03.1899). W tym czasie po raz kolejny uczestniczył w audiencji u papieża (Leona XIII). Orędował także u o. generała w sprawie całkowitego usamodzielnienia się wiceprowincji polskiej (założenie nowicjatu, domu studiów teologicznych). Udało się mu również w tym czasie doprowadzić do pomyślnego końca sprawę polskiej kaplicy w kościele św. Joachima, który papież oddał redemptorystom. Przedstawił swój projekt wymalowania kaplicy, który został zaaprobowany przez o. generała.

    W tym samym roku, pod pretekstem kuracji w Ciechocinku pojechał na ziemie polskie pod zaborem rosyjskim (4.07.-2.08.). W sumie wziął tylko trzy kąpiele lecznicze, żeby mógł otrzymać pieczątkę w paszporcie, że był w Ciechocinku. Pozostały czas spędził w Warszawie, Włocławku, Skórnicach, Sandomierzu i Łodzi, głosząc przy każdej sposobności konferencje i posługując w konfesjonale. Do Mościsk wrócił z dwoma listami do o. generała: od ks. abp. Popiela i ks. prałata Zygmunta Łubieńskiego (swego brata), aby pozwolił wszcząć starania u rządu na założenie klasztoru redemptorystów w Łodzi. Po raz kolejny pojechał do Warszawy na pogrzeb swojego ojca w 1901 r. Będąc tam, wygłosił w kilku klasztorach konferencje i przeprowadził rekolekcje dla Stowarzyszenia Cecylii Plater.

    Wydawać by się mogło, że tak wytężona praca powinna była pochłonąć wszystek czas o. Bernarda. Tymczasem, również w tym okresie, znajdował czas na apostolstwo pióra. W 1890 r. ukazały się pięciodniowe rekolekcje dla pań głoszone w Przemyślu, a spisane przez Różę Morawską pod tytułem: „Wszystko z Bogiem i dla Boga” oraz został wydany Podręcznik Bractwa MB Nieustającej Pomocy. W 1893 r. wydał „Żywot bł. Brata Gerarda Majelli”.

    Misje i inne prace rekolekcyjne w różnych rejonach Polski (1903-1912)

    Przez pierwsze dwa lata pobytu w Krakowie terenem pracy o. Łubieńskiego, tak jak w poprzednich latach pozostawała Małopolska, Poznańskie i Pomorze. Dziwnym trafem pierwszą misję przeprowadził w Żegocinie, gdzie przed 14 laty po raz pierwszy głosił misje pod zaborem pruskim. Szczególnie wzmożoną pracą misyjną zaznaczył się rok jubileuszowy 1904 (50 rocznica ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu). Na zakończenie roku jubileuszowego redemptoryści zostali zaproszeni do przeprowadzenia nowenny przed uroczystością Niepokalanego Poczęcia w kościele Mariackim w Krakowie. Proboszcz parafii uważał bowiem, że „tylko synowie św. Alfonsa potrafią należycie Maryję wychwalać”[17]. O. Bernard co wieczór głosił kazania po nabożeństwie wieczornym.

    Na początku następnego roku doszła do skutku misja w Kurlandii (Połąga). By uniknąć kłopotów z policją o. Łubieński głosił kazania w hallu pałacowym Feliksa Tyszkiewicza. Rok ten przyniósł też kolejne prace misyjne w różnych parafiach w Galicji i w Poznańskiem.

    Gdy wybierał się na misje do Zaniemyśla w Poznańskiem otrzymał w maju list od ks. bpa Likowskiego, który zawiadamiał go, że władze pruskie zakazały mu wstępu na terytorium pozostające pod panowaniem pruskim. Mimo interpelacji w Ministerstwie Oświaty w Berlinie, decyzja nie została zmieniona. Dla o. Bernarda opatrzność Boża przygotowała jednak nowy teren pracy w tak drogim jego sercu Królestwie i samej Warszawie. Jego brat Roger już od dłuższego czasu czynił starania, by sprowadzić redemptorystów do Warszawy. Za zgodą abpa Wincentego Popiela poprosił ówczesnego generała-gubernatora o pozwolenie dla Bernarda, by mógł odwiedzić swoją matkę staruszkę, a ponieważ sam jest kaleką, by mógł mieć do pomocy drugiego ojca i brata zakonnego. Z początkiem września władze w Petersburgu udzieliły pozwolenia. W dzień Podwyższenia Krzyża św. o. Łubieński wraz z o. Józefem Stachem wyruszyli do Warszawy. Po przybyciu zamieszkali na Woli, gdzie proboszczem był jego brat ks. Zygmunt Łubieński.

    Podjęto starania, by mogli przeprowadzić misje dla robotniczej ludności Woli, słynącej wówczas z nożowników i złodziei i dlatego zwanej „krwawą Wolą”. Oczekując na decyzję, słuchali spowiedzi i głosili konferencje w kaplicach zamkniętych. Gdy otrzymali zgodę na wygłoszenie kilku kazań, 14 października rozpoczęli rekolekcje parafialne (słowa „misja” celowo unikano) w kościele św. Wojciecha. Misje zgromadziły tysiące ludzi i wydały wiele wspaniałych duchowych owoców. Dlatego też podjęto starania o pozwolenie na następne prace misyjne. Jednak z powodu narastających rozruchów rewolucyjnych i niejasnej sytuacji politycznej, ojcowie musieli w listopadzie powrócić do Krakowa. Kolejna możliwość pracy misyjnej w Warszawie pojawiła się w następnym roku w Wielkim Poście. Tym razem zaprosił redemptorystów do Warszawy za zgodą władz ks. Siemiec, proboszcz parafii św. Antoniego, który wybudował kościół Świętej Rodziny na Powiślu. Wraz z o. Bernardem przyjechali też o. Stach i o. Majgier. Na zakończenie misji zgromadziło się przynajmniej 25 000 słuchaczy. Ponieważ los redemptorystów zależał od kaprysu władz rosyjskich o. Łubieński wraz ze swoim bratem Rogerem udał się do generała-gubernatora Skałona, aby sytuację jakoś uregulować. Ten jednak nie zobowiązał się do niczego, jedynie ogólnikowo przyrzekł pomóc.

    W tym czasie też zaczął się szerzyć pod zaborem rosyjskim mariawityzm. Ks. abp Popiel porosił więc ojców o pomoc. Już na początku kwietnia o. Bernard wraz z dwoma ojcami rozpoczęli misję w Czerwonce koło Mińska Mazowieckiego. Następnie była misja w Żyrardowie. Po powrocie z niej siostry szarytki zaofiarowały im mieszkanie w swoim klasztorze na Tamce w Warszawie. W ten sposób pobyt redemptorystów w Królestwie zaczął nabierać cech stałości. Korzystając z chwilowej tolerancji ze strony rządu ojcowie w dalszym ciągu przeciwdziałali rozszerzaniu się mariawityzmu, głosząc następne misje i rekolekcje w zagrożonych parafiach (o. Łubieński głosił m.in. misje w: Zgierzu, Starej Rawie, Lutkówce i w Płocku – głównym ośrodku mariawityzmu). Te wszystkie prace przyczyniły się do zatamowania rozszerzania się mariawityzmu i wielu pomogły powrócić na nowo do Kościoła.

    Mieszkając w Warszawie ojcowie nie zapominali też o duchowej odnowie mieszkańców stolicy. Już w maju o. Łubieński wraz z innymi ojcami głosił misje w parafii Najświętszej Maryi Panny na Nowym Mieście. Później przyszły następne prace nie tylko w Warszawie, ale i w innych miastach Królestwa. Ten wielki wysiłek o. Bernard przypłacił swoim zdrowiem. Zachorował na zapalenie płuc. Czas rekonwalescencji wykorzystał nie tylko na wypoczynek, ale także na odprawienie własnych rekolekcji i przygotowanie drugiego wydania życiorysu bł. Klemensa Hofbauera.

    Dzięki wyjątkowej życzliwości ks. Siemca 25 września 1905 r. redemptoryści zamieszkali na plebanii przy budującym się kościele Zbawiciela w Warszawie, dając początek istnieniu nowej placówki. Tutaj ojcowie w przerwach między wyjazdami na prace apostolskie spowiadali całymi dniami i głosili kazania. Ich praca zaczęła wydawać coraz większe owoce.

    W działalności misyjnej redemptorystów rząd rosyjski widział możliwość osłabienia wpływów socjalizmu, którego panicznie się obawiano. Dlatego też na pewien czas patrzył przez palce na wzrost uświadomienia narodowego, jakie dokonywało się przy okazji prowadzonych prac misyjnych. W roku 1907 ojcowie otrzymali zezwolenie na trzyletnią pracę w Cesarstwie Rosyjskim z wyjątkiem prowincji północno-zachodnich. Dzięki temu głosili misje nie tylko na ziemiach Królestwa, ale także na Litwie, w Petersburgu, w Odessie, a nawet na Syberii i na Kaukazie. O. Łubieński głosił m.in. misje w Kielcach, u św. Floriana na Pradze i w Odessie. Oprócz misji i rekolekcji parafialnych głosił też rekolekcje dla kapłanów (m.in. w: Warszawie, Wilnie, Żytomierzu, Petersburgu), kleryków (m.in. w: Warszawie, Płocku, Kielcach, Sandomierzu, Włocławku, Lublinie, Żytomierzu, Wilnie i Petersburgu – Akademia Duchowna) oraz różnych zgromadzeń zakonnych i grup ludzi świeckich.

    Rok 1909 przyniósł o. Bernardowi i wszystkim polskim redemptorystom dwa radosne wydarzenia. 20 maja papież Pius X dokonał kanonizacji św. Klemensa Hofbauera. W uroczystości tej wziął udział także o. Łubieński. Była to jego ostatnia pielgrzymka do Rzymu. Bezpośrednio po powrocie do Warszawy przeprowadził specjalne triduum ku czci św. Klemensa. Drugim bardzo radosnym wydarzeniem było ustanowienie Prowincji Polskiej Redemptorystów (8.12.). W tym samym jednak roku policja warszawska zaostrzyła warunki wydawania wiz dla misjonarzy przybywających z Galicji. O. Bernard sam i za pośrednictwem swoich przyjaciół wszczął na nowo starania, by redemptoryści mogli pozostać w Królestwie. Niestety, wszystko skończyło się na grzecznych słowach i ogólnikowych obietnicach. W drugiej połowie kwietnia 1910 r. rząd rozesłał zawiadomienia do wszystkich kurii biskupich z informacją, że nie zezwala redemptorystom na dalszy pobyt w kraju i że dnia 28 maja wszyscy oprócz o. Łubieńskiego muszą opuścić Imperium. Dla o. Bernarda zrobiono wyjątek, ponieważ wniósł prośbę o nadanie obywatelstwa rosyjskiego. Przed wyjazdem z Warszawy ojcowie urządzili ośmiodniowe uroczystości ku czci św. Klemensa, podczas których kazania głosił o. Łubieński. W maju wygłosił też kazanie na Jasnej Górze podczas ponownej koronacji obrazu MB Częstochowskiej.

    Po wyjeździe współbraci pozostał w Warszawie sam. Mimo tego w dalszym ciągu był w rozjazdach podejmując się prowadzenia szeregu rekolekcji dla księży, kleryków, sióstr zakonnych, stowarzyszeń i rekolekcji parafialnych. Działalność ta nie podobała się rządowi rosyjskiemu. Władze centralne zwlekały z przyznaniem mu obywatelstwa, a władze lokalne zażądały wyjazdu z Warszawy. Wobec tego o. Bernard 8 grudnia opuścił stolicę i powrócił do Krakowa. Pod koniec roku przeżywał tam swój jubileusz 40-lecia kapłaństwa.

    Podczas półrocznego pobytu w Krakowie przeprowadził kilka prac apostolskich, m.in. misję w Tuchowie. Tymczasem jego brat Roger nie ustawał w staraniach, by mógł powrócić do Warszawy. Otrzymawszy w końcu pozwolenie (10.06.1911), wyruszył do Królestwa i zatrzymał się u swego brata, ks. Zygmunta, na Lesznie. Podjął na nowo pracę apostolską nie tylko w samej Warszawie, ale i w innych miastach. Dotarł nawet do Finlandii (Marintähte), gdzie przeprowadził rekolekcje w zakładzie wychowawczym Urszuli Ledóchowskiej, a także rekolekcje dla Zgromadzenia Sióstr Urszulanek. W połowie grudnia otrzymał wyjaśnienie od władz, że nie ma co już czekać na przyznanie mu obywatelstwa i dlatego też 19 grudnia wyjechał do Krakowa. Wracając, wiózł ze sobą owoc swojej żmudnej pięcioletniej pracy pisarskiej – żywot św. Alfonsa (było to streszczenie dzieła o. Berthe). Poświęcił tej pracy wszystkie wolne chwile nie tylko w Warszawie u Zbawiciela, ale także jeżdżąc z rekolekcjami dla księży i kleryków. W Krakowie pozostał tylko pół roku przeprowadzając trzy misje i kilka serii rekolekcji. Pod koniec lipca 1912 r. przeniósł się do Mościsk, ponieważ o. generał mianował go przełożonym tamtejszej wspólnoty.

    Ostatnie sześciolecie w Mościskach (1912-1918)

    29 lipca 1912 r. o. Łubieński objął po raz kolejny urząd rektora w Mościskach. Mimo 66 lat życia, 30 lat intensywnej pracy i kalectwa o. generał powołał go na to stanowisko wymagające nowego wysiłku, okazując w ten sposób jak wielkim zaufaniem go darzy i jak bardzo liczy na jego posługę. Najbliższe lata dowiodły, że była to prawdziwie opatrznościowa nominacja.

    Oprócz ciężaru przełożeństwa powierzono o. Bernardowi urząd prefekta „drugiego nowicjatu”, który został otwarty w Mościskach 2 sierpnia. O. Prowincjał zlecił mu opiekę nad 5 młodymi ojcami, którzy pod jego kierunkiem mieli się przygotowywać do pracy apostolskiej. Ten pierwszy w polskiej prowincji „drugi nowicjat” zakończył się 22 stycznia 1913 r. Później przyszły następne, prowadzone także przez o. Łubieńskiego.

    Nie brakowało też pracy poza klasztorem. O. Bernard głosił rekolekcje dla księży w Krakowie oraz dla kleryków w Przemyślu, Krakowie i Tarnowie. Po tych ostatnich pojechał na tygodniową pracę na Pomorze. Był już tak przemęczony, że coraz częściej słabł i w końcu lekarz zabronił mu dalszej pracy. Z polecenia o. prowincjała udał się na tygodniowy odpoczynek do Krakowa. Korzystając z tego czasu dokończył pisanie życiorysu pierwszego Polaka redemptorysty – o. Jana Podgórskiego. Już w kwietniu 1913 r. książka trafiła do księgarń.

    Mimo osłabienia o. Łubieński nie zaprzestał pracy misyjnej. W marcu 1913 r. przeprowadził pierwszą misję redemptorystów na Warmii w Starym Targu, a następnie we Wtelnie koło Bydgoszczy. Poza tymi pracami z braku sił i zdrowia starał się wykorzystać wszystkie możliwości pracy, które miał na miejscu w Mościskach. Jedną z nich było Arcybractwo Najświętszej Rodziny dla młodzieży męskiej, z którego działalnością zapoznał się podczas swego pobytu w Holandii, a przede wszystkim w Irlandii. Zgłosiło się 700 młodzieńców. Wieść o Bractwie rozeszła się po całej diecezji. Dlatego też został zaproszony na synod diecezjalny, aby wygłosić referat na ten temat (9.07.1914). Niestety, w miesiąc później, wybuchła wojna i wspaniałe plany apostolskie trzeba było odłożyć na czas nieokreślony.

    Po wybuchu wojny, gdy Austriacy zaczęli się wycofywać pod naporem Rosjan, a front zaczął się zbliżać do Mościsk o. Łubieński został na miejscu z czterema ojcami i trzema braćmi. 3 września w klasztorze ulokował się sztab austriacki. 12 września wojska rosyjskie przerwały kordon armii austriackiej, wskutek czego sztab wyniósł się z klasztoru, a wojsko austriackie w wielkim popłochu zaczęło uciekać na zachód. 16 września wjechały do miasta wojska kozackie. Chociaż linia głównego frontu szybko oddaliła się od Mościsk, jednak aż do marca następnego roku miasto znajdowało się w pasie działań wojennych. Od początku wojny urządzono w mieście kilka szpitali dla chorych i rannych. Ojcowie z wielkim poświęceniem obchodzili szpitale i zaopatrywali zarażonych cholerą, tyfusem i czerwonką, które szerzyły się z zastraszającą szybkością, oraz rannych przywiezionych z pola bitwy. Zachorował też proboszcz mościski i wyjechał na kilka tygodni do Lwowa. Rządy parafii objął o. Bernard. Pobudki do wytrwania w ciężkiej sytuacji szukał w rozważaniu prawd wiecznych. W kościele głosił wiernym kazania o przygotowaniu na śmierć.

    Przez ten cały czas o. Łubieński zabiegał o to, by klasztor nie został sprofanowany przez rosyjskich żołnierzy. Zrodził się bowiem plan przejęcia klasztoru na szpital wojskowy. Co jakiś czas żołnierze dokonywali rewizji w klasztorze.

    8 maja 1915 r. wojska austriackie i pruskie przerwały rosyjską linię bojową. Rozpoczęła się ucieczka. Tabory i szpitale rosyjskie zalały miasto i okoliczne wioski. 31 maja, na zakończenie nabożeństw majowych, nastąpiło bombardowanie miasta (spuszczono 27 bomb). Kilkanaście bomb spadło w pobliżu kościoła, jednak nie wyrządziły żadnej szkody. Krytyczne dni zaczęły się po Bożym Ciele. Linia bojowa zacieśniała się coraz bardziej około Mościsk. 14 czerwca do Mościsk wkroczyli Austriacy.

    Po odejściu wojsk rosyjskich w Mościskach i w okolicy wzmogła się epidemia cholery. Aby uprosić Boże zmiłowanie o. Łubieński zorganizował procesją pokutną do kościoła św. Michała w Zakościelu. Tam, wg świadectwa osoby, która w tym nabożeństwie uczestniczyła, miał na zakończenie kazania powiedzieć: Św. Michale, schowaj swój miecz do pochwy, aby już od tej chwili w mojej parafii nikt nie umarł na tę straszną chorobę. Zabierz mnie pierwszego, a nie zabieraj ojców i matek dzieciom. Od tej chwili nikt już nie umarł na tę straszną chorobę[18].

    Skoro tylko ludność ochłonęła po okupacji rosyjskiej o. Bernard zorganizował rekolekcje w sąsiednich parafiach. W adwencie zostały też odprawione rekolekcje stanowe w kościele klasztornym.

    Koniec roku przyniósł o. Łubieńskiemu jeszcze jedno bolesne wydarzenie. 27 grudnia zmarła w Warszawie jego matka Adelajda.

    W niedzielę 7 maja 1916 r. przypadła 50 rocznica ślubów zakonnych o. Bernarda. Jubileusz ten obchodzono uroczyście w Mościskach w środę 10 maja. W skutek wojny uroczystość miała charakter czysto rodzinny. Dla wszystkich było sprawą oczywistą, że zasługi jubilata dla zgromadzenia są nie do przecenienia. Nadeszło wiele życzeń, także od Ojca św. i o. generała. Z okazji tego jubileuszu, a także przypadającego w tym samym roku jubileuszu 50-lecia przekazania przez papieża redemptorystom obrazu MB Nieustającej Pomocy, w maju ukazała się książka napisana przez o. Łubieńskiego „Historya cudownego obrazu Matki Boskiej Nieustającej Pomocy”.

    Skoro linia frontu przesunęła się na wschód od Warszawy ks. abp Kakowski zwrócił się z prośbą do o. prowincjała o podjęcie na nowo pracy w stolicy przez redemptorystów. W lutym 1917 r. o. Łubieński wraz z o. Górskim pojechali do Warszawy, aby omówić całą sprawę na miejscu. Ks. arcybiskup zaproponował redemptorystom objęcie kościoła św. Stanisława na Woli wraz z całą przyległą posiadłością. Z objęciem placówki trzeba było jednak poczekać jeszcze rok.

    Mimo przeżytych lat i coraz większych trudności zdrowotnych o. Łubieński nadal podejmował się prowadzenia różnych rekolekcji w domu i poza domem: dla kapłanów, kleryków, różnych zgromadzeń zakonnych męskich i żeńskich (np. dla s. niepokalanek w Jarosławiu w 1916 r., dla bernardynów we Lwowie i paulinów w Częstochowie w 1917 r.), a także rekolekcji parafialnych.

    Pod koniec drugiego trzechlecia przełożeni w końcu zwolnili o. Bernarda z ciężaru przełożeństwa. Decyzją o. generała został przeniesiony do Krakowa, gdzie przybył 27 lipca 1918 r.

     Działalność apostolska o. Bernarda Łubieńskiego w latach 1918-1926

    Kolejny pobyt o. Bernarda Łubieńskiego w Krakowie trwał pełne osiem lat. Mimo coraz bardziej ciążącego kalectwa nie zaprzestał działalności apostolskiej. Z bólem serca musiał się wyrzec prowadzenia prac misyjnych. W 1919 r. przeprowadził tylko jedną pracę misyjną w Przegini, następną dopiero po dwóch latach w Fałkowie, a w 1922 r. swoją ostatnią pracę misyjną w Szewnej, gdzie się wychowywał jako dziecko. To odsunięcie od misji bardzo go bolało, ale posłuszny woli Bożej oznajmionej mu przez przełożonych, złożył z nich Bogu ofiarę. W liście do s. Antoniny karmelitanki we Lwowie pisał: „Teraz, gdy zacząłem 74 rok życia, powinienem tylko modlitwie się oddać. Tymczasem 47 lat napracowawszy się jakże trudno powstrzymać się od pracy! Niedobrą mam zaiste naturę, tak jak mój pradziadek, który mając 80 lat z dubeltówką szedł na wały w Warszawie w r. 1831, by bić się z Moskalami. Tak i ja stary dziad kulawy rwę się do pracy. Czyż to nie wstyd? A więc proszę, aby się Siostra modliła do Boga o moje nawrócenie i życie bogomyślne …”[19].

    Często wyjeżdżał na rekolekcje dla osób zakonnych. W ciągu tych lat wygłosił 41 serii rekolekcji dla następujących zgromadzeń: paulinów, kanoników regularnych, bonifratrów, pijarów, kamedułów, albertynów, cystersów, dominikanów, salwatorianów, nazaretanek, niepokalanek, norbertanek, sercanek, benedyktynek-sakramentek, córek Bożej Miłości, felicjanek, franciszkanek, małych sióstr Niepokalanego Serca Maryi, oblatek Najśw. Serca Jezusa, prezentek, sióstr Rodziny Maryi, urszulanek, wizytek i zmartwychwstanek. W listopadzie 1918 r., gdy wracał z kolejnych rekolekcji dla sióstr zakonnych w Częstochowie, na stacji w Trzebini został okradziony. W ten sposób stracił swój krzyż misjonarski, który otrzymał od o. Coffina i który został pobłogosławiony przez papieża Leona XIII, gdy wracał do Polski.

    O. Łubieński często głosił również konferencje dla różnych wspólnot zakonnych w Krakowie, zwłaszcza dla karmelitanek. Przeprowadził także rekolekcje dla kleryków w Tarnowie i w Tuchowie. Od czasu do czasu wyjeżdżał także na rekolekcje parafialne. W 1918 r. głosił rekolekcje w Zassowie, w 1919 r. w Krakowie w kościele Bożego Ciała, w 1922 r. rekolekcje dla dziewcząt i młodzieńców w Rzochowie, a w 1923 r. podobne rekolekcje w Makowie Podhalańskim. W roku 1920 został zaproszony do wygłoszenia kazania przed koronacją obrazu Matki Bożej w Zawadzie koło Dębicy (8.09.).

    Im mniej miał prac misyjnych i rekolekcyjnych poza domem, tym więcej angażował się w posługę kapłańską na miejscu. Bez względu na porę roku codziennie posługiwał w konfesjonale i często głosił kazania w kościele klasztornym. W sumie przez te osiem lat pobytu w Krakowie wygłosił 225 kazań (kazania pasyjne, eucharystyczne, maryjne – zwłaszcza o MB Nieustającej Pomocy w II niedzielę miesiąca, normalne kazania niedzielne i z różnych okazji – np.100 rocznicy śmierci św. Klemensa w 1920 r.).

    Szczególnym polem pracy o. Bernarda było też w tym czasie głoszenie rekolekcji dla przybywających do klasztoru krakowskiego kapłanów i zakonników, jak i osób świeckich. I tak np. w roku 1919 wygłosił 3 konferencje ks. bp. Sapiesze, a w roku 1924 sześciodniowe rekolekcje ks. bp. Nowakowi. Głosił także indywidualne rekolekcje elekcyjne m.in. Pawłowi Dzieduszyckiemu (późniejszemu jezuicie), Janowi Tarnowskiemu, Janowi Czartoryskiemu, kilku późniejszym redemptorystom. Wśród rekolektantów byli też kandydaci do zawarcia s. małżeństwa. Nie zawsze starczyło czasu na dłuższe ćwiczenia duchowe. Wtedy o. Łubieński ograniczał się do jednej konferencji i spowiedzi przedślubnej.

    Nie mogąc wyjeżdżać na misje o. Bernard dzielił się swoim doświadczeniem misjonarskim z młodymi redemptorystami prowadząc po raz kolejny „drugi nowicjat” wpierw w Krakowie, a następnie w Mościskach. Wyjechał tam 6 października 1920 r. W czasie tego pobytu w Mościskach odbyło się poświęcenie miasta i okolicy Najświętszemu Sercu Jezusa (24.10.1920) w dowód wdzięczności za cudowne ocalenie Polski i miasta od bolszewików. O. Łubieński wygłosił z tej okazji okolicznościowe kazanie. Pod koniec tego roku przypadała 50 rocznica jego święceń kapłańskich. W przeddzień jubileuszu współbracia przygotowali specjalną akademię. Następnego dnia o. Bernard odprawił rano uroczystą Mszę św. z asystą przy ołtarzu MB Nieustającej Pomocy, specjalnie na tę okazję pięknie przybranym. Życzliwość współbraci i ukochanych mieszkańców Mościsk tak go wzruszyła, że jak pisze kronikarz „nie mógł ani Gloria ani oracji śpiewać”[20]. 7 kwietnia „drugi nowicjat” dobiegł końca. Trzeba było wracać do Krakowa. Prawie „z płaczem opuszczał te mury klasztorne i kazał sobie śpiewać <Requiem aeternam> , ale wszyscy go pocieszali, iż tu wróci niezadługo z dekretem jako rektor” [21].

    Bezpośrednio po powrocie z Mościsk do Krakowa, 10 kwietnia 1921 r. odbyły się właściwe uroczystości związane z jubileuszem 50–lecia kapłaństwa o. Łubieńskiego. Wzięli w nich udział m.in.: bp krakowski Adam Sapieha wraz ze swoim sufraganem Anatolem Nowakiem, bp tarnowski Leon Wałęga, prezes Akademii Umiejętności Kazimierz Morawski, przełożeni prowincji polskiej redemptorystów i rodzina. Biskupi polscy zebrani na konferencji w Warszawie nadesłali telegram gratulacyjny, a kard. Aleksander Kakowski, bp przemyski Józef Pelczar, abp lwowski Józef Bilczewski przysłali osobiste listy z życzeniami.  Kazanie jubileuszowe wygłosił o. Henryk Cichowski TJ, siostrzeniec jubilata. Pięć lat później o. Bernard przeżywał kolejny wspaniały jubileusz – 60-lecie swojej profesji zakonnej. Uroczystości jubileuszowe rozpoczęły się 7 maja 1926 r. w Krakowie. Na tak niezwykłą uroczystość o. prowincjał Emanuel Trzemeski zaprosił wszystkich przełożonych prowincji. W czasie wieczornego spotkania o. prowincjał przypomniał zasługi o. Łubieńskiego w ponownym sprowadzeniu redemptorystów do Polski i jego działalność apostolską. Następnego dnia o 9.30 wszyscy uczestnicy jubileuszu zebrali się w oratorium. Po odśpiewaniu hymnu Veni Creator o. prowincjał wygłosił konferencję na temat „Omnia possum in eo qui me confortat” (Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia). Na zakończenie konferencji odczytał list o. generała do jubilata wraz z błogosławieństwem i odpustem papieża Piusa XI. Ojciec św. podpisał list osobiście dodając słowa „perlibenter in Domino” (z wielką przyjemnością w Panu). Po odczytaniu listu o. Bernard nie bez łez radości i wdzięczności Bogu za tak długie lata przeżyte w Zgromadzeniu odnowił swoje śluby. Z rodziny obecny był tylko siostrzeniec – o. Henryk Cichowski. Podczas obiadu wielu gości podkreślało w swoich wystąpieniach wielkie zasługi jubilata dla zgromadzenia i Kościoła. Wolny czas o. Łubieński poświęcał również na pisanie. W tym okresie ukazało się trzecie wydanie napisanego przez niego życiorysu św. Gerarda . Napisał także kilka życiorysów i nekrologów swoich zakonnych współbraci. Z tego czasu pochodzi też „Gama seraficzna”, modlitwa będąca wyrazem jego głębokiego życia wewnętrznego.

    Pośród różnych spraw, które leżały na sercu o. Łubieńskiemu jako gorącemu czcicielowi św. Klemensa była sprawa odzyskania kościoła św. Benona w Warszawie. Dlatego, gdy w 1918 r. zaczęła świtać jutrzenka wolności, wysłał jeszcze z Mościsk list do o. generała z propozycją, by zachęcił wszystkie prowincje zgromadzenia do składki na wykupienie kościoła. Niestety, spotkał go przykry zawód. O. generał odpisał, że wobec niepewnych stosunków politycznych w Warszawie trzeba odłożyć kupno kościoła św. Benona na później. Św. Klemens wyprosił jednak swojemu czcicielowi szczególną łaskę. Gdy w 1926 r. został wybudowany klasztor na Karolkowej w Warszawie, a przy nim kaplica publiczna, o. prowincjał przeniósł go do stolicy.

    Posługa kapłańska w ostatnich latach życia (1926-1933)

    27 września 1926 r. o. Bernard Łubieński opuścił Kraków i udał się do wspólnoty redemptorystów w Warszawie przy ul. Karolkowej. Dobiegły właśnie końca prace przy budowie tutejszego klasztoru i kaplicy publicznej. 2 października ks. kard. Aleksander Kakowski dokonał ich uroczystego poświęcenia. Homilię w czasie tych uroczystości wygłosił o. Bernard.

    Mimo osiemdziesięciu lat życia o. Łubieński rwał się tak jak dawniej do pracy apostolskiej i gdyby tylko przełożeni pozwolili, był gotowy wyjeżdżać na rekolekcje i misje na równi z młodszymi współbraćmi. Jego umysł był świeży, głos wciąż silny, tylko trudno mu było poruszać się ze względu na swoje kalectwo. Przez pięć pierwszych lat pobytu w Warszawie wygłosił w kaplicy ponad 160 homilii. Większość z nich to homilie niedzielne i świąteczne, ale także kazania pasyjne i maryjne oraz o św. Klemensie – patronie warszawskiej kaplicy. W roku 1926 wygłosił również rekolekcje dla niewiast, w następnym rekolekcje dla mężczyzn i panien, a w 1928 r. ponownie rekolekcje dla niewiast. Wiele godzin spędzał też w konfesjonale. Wpierw każdego dnia o godzinie 8 rano wyprowadzali go z zakrystii dwaj emerytowani urzędnicy – kolejarz Władysław i tramwajarz Adam – i prowadzili do konfesjonału przy wielkich drzwiach. Kończył spowiadać nie wcześniej niż o 10.30. Zawsze miał kogo spowiadać i jako ostatni wracał do zakrystii, podtrzymywany przez tych samych urzędników. Ta sama scena powtarzała się wieczorem o godzinie 19, a z konfesjonału wracał o 20.30. Gdy siły fizyczne słabły i kalectwo coraz bardziej dawało się we znaki, spowiadał w zakrystii.

    Spowiadali się u o. Bernarda świeccy, współbracia zakonni, a także biskupi i kapłani. Wielu z nich uczestniczyło wcześniej w prowadzonych specjalnie dla nich rekolekcjach. Po przyjeździe do Warszawy wygłosił w klasztorze rekolekcje dla biskupa-nominata Kazimierza Tomczaka (bpa łódzkiego), następnie ks. bpa Leona Wetmańskiego (bpa płockiego). O. Łubieński był także spowiednikiem i kierownikiem duchowym ks. Zygmunta Choromańskiego, kanclerza kurii warszawskiej, późniejszego biskupa i sekretarza Konferencji Episkopatu Polski. Spośród innych kapłanów, którym głosił indywidualne rekolekcje w klasztorze na Karolkowej, trzeba wymienić ks. Wincentego Granata, bł. ks. Ignacego Kłopotowskiego i ks. Władysława Korniłowicza. W 1927 r. przez dziewięć pierwszych piątków miesiąca, podczas adoracji, głosił konferencje duchowe i ascetyczne dla kapłanów w kaplicy księży marianów w Warszawie.  Natomiast w 1929 r. na zaproszenie ks. Władysława Korniłowicza przeprowadził rekolekcje dla księży studentów KUL (9-12.02). Jeden z ich  uczestników tak pisze o tych rekolekcjach w swoich wspomnieniach: „Nauki, a zwłaszcza rozmyślania, jakie Ojciec z nami przeprowadzał, zrobiły na nas bardzo wielkie wrażenie. Wielka wiara, jaka tryskała z jego każdego słowa i miłość Jezusa Eucharystycznego i Matki Najświętszej przenikały głęboko do duszy słuchaczy. Podobnych nauk już później nigdy nie słyszałem. Widać było, że ten człowiek żyje całkowicie prawdą jaką głosi. Na zakończenie rekolekcji jeden z nas księży podziękował o. Łubieńskiemu. Wybrany został ks. Stefan Wyszyński. Rozpoczął od motta św. Pawła: „Gratia in me vacua non fuit” [1Kor 15,10] – O. Łubieński podziękował serdecznie. Powiedział między innymi: „Już wkrótce dowiecie się, że ten stary, kulawy dziad umarł – pomódlcie się za jego duszę”[22].

    Raz po raz odwiedzali o. Bernarda księża biskupi: Wincenty Tymieniecki, Adam Sapieha, Anatol Nowak, a zwłaszcza kard. Aleksander Kakowski i abp Józef Teodorowicz. Nie były to tylko odwiedziny grzecznościowe, ale spotkania, w których chodziło o zasięgnięcie rady w ważnych sprawach lub też o duchowe pokrzepienie. Nikogo więc nie zdziwiło, kiedy 5 czerwca 1928 r. ks. kard. prymas August Hlond poprosił o. Łubieńskiego o przeprowadzenie trzydniowych rekolekcji dla całego Episkopatu Polski.  W rekolekcjach brało udział 2 kardynałów, 6 arcybiskupów, 26 biskupów i 2 biskupów-nominatów. Jeszcze pierwszą konferencję rozpoczął pokornym pozdrowieniem: „Reverendissimi et Illustrissimi Antistites (Najczcigodniejsi i Najdostojniejsi Arcypasterze), w następnej mówił: „Najprzewielebniejsi księża Biskupi”, a pod koniec rekolekcji w swoim zapale apostolskim wołał: „Biskupie, to wilk wdziera się do owczarni, a ty śpisz?!”[23]

    Oprócz rekolekcji dla Episkopatu Polski i różnych grup kapłanów, o. Bernard przeprowadził w ostatnich latach swojego życia jeszcze kilka innych prac rekolekcyjnych poza klasztorem redemptorystów w Warszawie.  W 1927 r. wygłosił rekolekcje parafialne u swego brata Zygmunta w kościele na Lesznie. W marcu tego samego roku przeprowadził rekolekcje dla uczniów gimnazjum księży marianów na Bielanach, a w lipcu dla 195 sióstr ze zgromadzenia Rodziny Maryi. W lipcu następnego roku głosił rekolekcje dla sióstr nazaretanek w Warszawie, a w 1930 r. wygłosił nauki rekolekcyjne dla żołnierzy stacjonujących w Cytadeli w Warszawie.

    Nie brakowało o. Łubieńskiemu również różnych obowiązków we wspólnocie zakonnej. Był m.in. prefektem braci koadiutorów i głosił dla nich konferencje ascetyczne i rekolekcje, przeprowadził „drugi nowicjat” dla dwóch ojców  i rekolekcje dla dwóch innych misjonarzy. Wolny czas wykorzystywał także na pisanie wspomnień i nekrologów swoich zmarłych współbraci.

    29 grudnia 1930 r. przypadał jubileusz 60-lecia kapłaństwa o. Bernarda. Uroczystości jubileuszowe odbyły się dzień wcześniej. Z tej okazji przyjechali do Warszawy o. prowincjał Emanuel Trzemeski i przełożeni wszystkich polskich domów redemptorystów, a także delegat prowincji praskiej o. Franciszek Schroller. O. generał przysłał specjalny telegram. W uroczystościach wzięli udział także: Nuncjusz Apostolski ks. Franciszek Marmaggi, abp warszawski ks. kard. Aleksander Kakowski i bp przemyski Anatol Nowak. Nadeszło ok. 200 listów i telegramów z życzeniami, najwięcej z Mościsk. W czasie Mszy św. jubileuszowej o. Łubieński dziękował Bogu za wszelkie dobro, którym Bóg go obdarzył.

    Nie brakło w tym okresie życia o. Bernarda również różnych bolesnych doświadczeń. 12 maja 1929 r. na jego rękach umarł rodzony brat, ks. Zygmunt, proboszcz na Lesznie w Warszawie. W następnym roku, 13 września 1930 r., zmarł drugi brat o. Łubieńskiego, Roger. O. Bernard czuwał przy nim aż do śmierci. Obydwaj zmarli bracia byli najbliżsi jego sercu nie tylko ze względu na więzi krwi, ale również dlatego, że kochali całym sercem zgromadzenie, do którego należał. Zwłaszcza Roger był powiernikiem wszystkich jego myśli i zamiarów, radości i smutków. Teraz został sam. O. Łubieński zdawał sobie sprawę, że wkrótce będzie musiał podążyć za nimi, tym bardziej, że i z jego zdrowiem nie było najlepiej. Dolegliwości związane z kalectwem zwiększały się z roku na rok. W sierpniu 1929 r. na lewej nodze utworzył się złośliwy wrzód. Lekarz stwierdził ponadto sklerozę serca i zapalenie mięśnia sercowego. Stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień. Wówczas o. prowincjał zarządził nowennę. Tym razem Jezus jeszcze ulitował się nad o. Bernardem i pod koniec sierpnia powrócił do zdrowia. Po raz kolejny rany na nodze dały o sobie znać w 1932 r.  Przez trzy miesiące musiał pozostać w łóżku. Te wszystkie doświadczenia sprawiły, że o. Łubieński tym gorliwiej przygotowywał się na śmierć. W tym czasie jego ulubioną książką podczas rozmyślań stało się dziełko św. Alfonsa „Przygotowanie na śmierć”.

    Ostatni etap życia o. Bernarda Łubieńskiego

    Nadludzkim wysiłkiem woli o. Bernard przezwyciężał swe kalectwo, a zarazem z nim starość, która już od dawna upominała się o należne sobie prawa. Mimo jednak heroicznych wysiłków nie mógł już jak dawniej podołać wszystkim obowiązkom zakonnego życia. Wprawdzie sam nie odważył się prosić o dyspensę, ale sami przełożeni widząc jego słabnące siły, zaczęli od niego żądać, by zrezygnował z bardziej męczących ćwiczeń. Mając jeszcze 85 lat życia wypełniał dokładnie wszystkie przepisy zakonnej reguły. Rano jako pierwszy przychodził do zakonnej kaplicy, która znajdowała się piętro wyżej niż mieszkał, by jeszcze przed rozmyślaniem odprawić Drogę krzyżową. Niestety, w następnym roku lekarz zabronił mu tego męczącego wysiłku i odtąd nie mógł już uczestniczyć w porannej medytacji razem ze współbraćmi. Jednocześnie przełożeni nakazali mu odprawiać Mszę św. w pokoju naprzeciw celi, w której mieszkał, a nie w kaplicy publicznej. Wierny posłuszeństwu, dźwigał swój krzyż bez szemrania.

    Przebywając w celi zawsze był zajęty. Często przyjmował penitentów, zwłaszcza księży i zakonników. Czytał też dużo książek, szczególnie teologicznych. Żywo interesował się życiem bieżącym. Jego organizm odznaczał się wyjątkową wytrzymałością. Tylko trzęsące się ręce i sparaliżowane nogi były jego nieustannym krzyżem. Ponieważ drżenie rąk powiększało się z każdym rokiem, dlatego też przyszła chwila, że do Mszy św. musiał mu asystować inny kapłan.

    W czerwcu 1933 r. pojawiły się nowe trudności. Idąc po obiedzie z refektarza do kaplicy, przewrócił się na posadzkę. Upadek był na tyle dotkliwy, że stracił zaufanie do swoich nóg. Nie bronił się już, gdy współbracia podczas poobiedniej rekreacji proponowali mu usiąść w fotelu na kółkach i pozwalał się wozić po ogrodzie.

    Około 10 sierpnia w stanie zdrowia o. Bernarda nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Pod datą 16 sierpnia kronikarz klasztoru redemptorystów w Warszawie napisał w kronice: „Od kilku dni o. Łubieński znacznie gorzej się czuje i z dnia na dzień coraz bardziej z sił opada. Zaczynamy się obawiać, że to już może początek końca”[24].

    20 sierpnia, w swoje imieniny, o. Bernard po raz ostatni zszedł jeszcze do refektarza, by wspólnie ze współbraćmi zjeść obiad. Po południu, tego samego dnia, w klasztorze warszawskim rozpoczynała się wizytacja kanoniczna. Mimo osłabienia, nie wyobrażał sobie żeby nie mógł uczestniczyć w tym tak ważnym wydarzeniu. Na jego osobiste życzenie br. Jozafat przyprowadził go na rozpoczęcie wizytacji do kaplicy klasztornej. Jednak nie miał już sił zejść do refektarza na kolację. W następnych dwóch dniach był na tyle osłabiony, że nawet chwilami tracił przytomność. 23 sierpnia już tylko z największym wysiłkiem zdołał odprawić Mszę św. Nie miał siły, by wstać nawet na konsekrację. Była to jego ostatnia Msza św. Następnego dnia, przy końcu wizytacji o. prowincjał Marcinek udzielił o. Łubieńskiemu s. namaszczenia chorych, ponieważ według orzeczenia lekarza stan jego zdrowia był bardzo niebezpieczny. Potem o. Bernard odnowił swoje śluby zakonne. Odtąd trzeba było opiekować się nim jak dzieckiem. Wszystko jednak cierpliwie znosił i za każdą przysługę serdecznie dziękował. Czytać nie mógł, ale próbował jeszcze odmawiać brewiarz. Niestety, bezskutecznie. Codziennie przyjmował komunię św. siedząc na krześle, ubrany w habit zakonny. Dopiero w dwóch ostatnich dniach nie mając już sił, przyjął komunię św. leżąc w łóżku. Po Komunii św. gorąco się modlił.

    26 sierpnia stan chorego na tyle się pogorszył, że współbracia stale przy nim czuwali w dzień i w nocy. Nie mógł prawie nic jeść, ani sam się utrzymać na nogach. W pierwszych dniach września tracił przytomność na całe godziny.

    Wreszcie nadszedł ostatni dzień, 10 września. Była to druga niedziela miesiąca, która w kościołach prowadzonych przez redemptorystów była poświęcona MB Nieustającej Pomocy. Rano o godz. 6.30 dwaj bracia opiekujący się o. Bernardem posadzili go w fotelu by mógł zrobić poranną toaletę. Zaraz potem poprosił, by go położyli do łóżka. Przyjął komunię św., wypił odrobinę wina i już przez cały dzień nie opuszczał łóżka, trzymając w rękach brewiarz. Na prośbę prefekta chorych  pobłogosławił wszystkich współbraci, rodzinę, Stowarzyszenie św. Wincentego a Paulo istniejące przy kaplicy redemptorystów w Warszawie. Nie mógł prawe nic mówić. O godz. 21.30 br. Jozafat pomógł mu podnieść się na posłaniu, dał do ucałowania krzyżyk. Chory przeżegnał się wodą święcona i zaczął drzemać. Przez dwie godziny leżał bez ruchu z zamkniętymi oczami. Wydawało się, że śpi. Tymczasem była to już agonia. 10 minut przed północą 3 razy głębiej westchnął i oddech ustał. O. Łubieński już nie żył…

    Następnego dnia po południu trumnę z ciałem o. Bernarda ustawiono na katafalku w rozmównicy. Tłumy ludzi cisnęły się, by ucałować jego ręce i nogi, pocierając różańce i medaliki o jego ciało. Pogrzeb o. Łubieńskiego, który odbył się 13 września,  stał się wielką manifestacją. Warszawa już dawno nie widziała tylu tysięcy ludzi ze wszystkich warstw, a zwłaszcza robotników, którym zmarły był oddany w szczególniejszy sposób przez całe swoje życie duszą i sercem. Ceremonie pogrzebowe rozpoczęły się o godz. 8 rano od Mszy św., którą odprawił siostrzeniec zmarłego, ks. Henryk Cichowski, profesor uniwersytetu lwowskiego. O godz. 9 uroczystą Mszę św. z asystą odprawił prowincjał redemptorystów o. Marcinek. O 10 Mszę św. żałobną odprawił ks. kard. Aleksander Kakowski, a po niej wygłosił kazanie ks. kanonik Zygmunt Choromański, kanclerz kurii warszawskiej. Mówił tak: „Umarł jeden z najstarszych zakonników w Polsce – umarł najbardziej zasłużony misjonarz, umarł prawdziwy mąż Boży, czcią Polski całej otoczony, umarł O. Bernard! […] Na miarę Pawłową apostoł Chrystusowy, gorliwy łowca dusz dla Pana Jezusa, O. Bernard najszczęśliwiej czuł się na ambonie i w konfesjonale. Na ambonie w kazaniach swoich występował z całą powagą i majestatem prawdy Chrystusowej […] Gdy zasiadał w konfesjonale, w tym – jak mawiał – trybunale nieskończonego miłosierdzia Bożego, tyle rozsiewał słodyczy, że wszyscy u O. Bernarda chcieli się spowiadać […] Miał trzy miłości – a tymi był Bóg, Matka  Najświętsza i Polska nasza! […] Mimo woli już się chcemy modlić do niego, bo ufamy, że już wszedł do wesela Pana swego. […] O. Bernardzie – ostatnie dziś dajemy ci na ziemi pożegnanie – kiedy Matuchna Twoja, która ci nieustającą pomocą za życia była, ostatnią pomocą się przyczyni, i usłyszysz wyrok Pana swego – „wnijdź do wesela Pana twego” – przyczyń się za nami, ażebyśmy i my tam wnijść mogli!”[25].

    Egzekwie przy trumnie w obrządku wschodnim z udziałem chóru oo. Bazylianów odprawił  ks. bp Mikołaj Czarnecki, redemptorysta, a w obrządku łacińskim ks. kard. Kakowski. Obok biskupów w kondukcie na Cmentarz Wolski kroczyło  ok. 100 księży diecezjalnych i zakonnych, drugie tyle zakonnic i wielkie tłumy ludzi świeckich, które przyszły pożegnać o. Łubieńskiego. Cmentarz nie był w stanie ich wszystkich pomieścić. Modlitwom przy grobie przewodniczył ks. abp Stanisław Gall. Cała uroczystość wywarła na obecnych niezatarte wrażenie. Następnego dnia autor opisujący przebieg pogrzebu w Kurierze Warszawskim napisał: „Ludzie u nas umieją być wdzięczni i płacą sercem za serce”[26].

    Sława świętości 

     

    Wszyscy, którzy znali o. Bernarda Łubieńskiego, byli zdania, że jest już w niebie. Szczególnym tego wyrazem był nie tylko sam pogrzeb, ale także napływające od różnych osób i z różnych stron listy i telegramy. Ks. kard. Aleksander Kakowski w imieniu całego Episkopatu pisał w telegramie do ówczesnego prowincjała redemptorystów m.in.: „Umarł wielkich i nieocenionych zasług zakonnik w powszechnym pojęciu święty: in odore sanctitatis; umarł kapłan wierny, który według serca Bożego i według duszy Bożej czynił (1Krl 11,35); umarł misjonarz, apostoł Polski, po wszystkich bowiem dzielnicach naszego kraju rozlegał się głos jego natchniony przez lat kilkadziesiąt, wszystkie warstwy społeczeństwa naszego korzystały z jego żarliwej pracy w konfesjonale i na ambonie. Był przykładem w mowie, w obcowaniu, w miłości, w wierze, w czystości (1Tm 4,12)”[27]. Kardynał Kakowski polecił też, by grób o. Bernarda był murowany, aby jego ciało mogło zostać zachowane na przyszłe relikwie.

    Opinia o świętości o. Łubieńskiego była tak silna, że zaczęto wzywać jego wstawiennictwa, by wyprosić u Boga potrzebne łaski. Jednocześnie redemptoryści rozpoczęli zbieranie materiałów dotyczących życia i działalności tego wielkiego misjonarza. Pojawiły się też pierwsze wypowiedzi i opracowania na jego temat. Propagowano również modlitwę za jego przyczyną. Zaczęły także napływać świadectwa o łaskach otrzymywanych od Boga za jego wstawiennictwem. Proces ten został nieco zahamowany przez wojnę. Po jej zakończeniu prowincjał redemptorystów wyznaczył jednego z ojców do zbierania materiałów koniecznych do podjęcia starań o beatyfikację. To wszystko ostatecznie spowodowało, że za zgodą sługi Bożego ks. kard. Stefana Wyszyńskiego 2 czerwca 1961 r. rozpoczął się w Warszawie proces informacyjny. 14 września 1982 r. dokonano ekshumacji zwłok o. Bernarda i przeniesiono je z cmentarza wolskiego do kościoła św. Klemensa w Warszawie, a 25 marca 1995 r. odbyła się uroczysta sesja zamykająca proces informacyjny. 30 marca 1998 r. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie stwierdziła jego ważność i prawomocność. Pod koniec 2004 r. została wydrukowane w Rzymie tzw. „Positio super vita, virtutibus et fama sanctitatis Servi Dei” zawierające kompletną dokumentację sprawy beatyfikacji o. Łubieńskiego. 12 kwietnia 2005 r. odbyło się w Rzymie zebranie konsultorów historyków tej Kongregacji, którzy pozytywnie ocenili i zaakceptowali dokumentację od strony historycznej.

    Do dzisiaj na adres redemptorystów, jak również przy grobie o. Bernarda znajdującym się w kościele św. Klemensa w Warszawie, są składane podziękowania za otrzymane od Boga łaski za jego przyczyną. Podziękowania te pochodzą zarówno z różnych części Polski, jak i zza granicy. Świadczy to o rozpowszechnianiu i utrzymywaniu się przekonania o jego świętości i zaufaniu do jego wstawiennictwa u Boga. Otrzymane łaski, za które są składane podziękowania mają różną naturę. Są podziękowania nie tylko za uzdrowienia, ale także m.in. za wewnętrzne nawrócenia, pomoc w trudnym położeniu, szczęśliwy powrót do ojczyzny. Część otrzymanych łask wydaje się mieć niezwykły charakter cudowności, inne natomiast są bardziej zwyczajne. Wciąż też przy grobie sługi Bożego o. Bernarda i w parafiach prowadzonych przez polskich redemptorystów są zanoszone modlitwy o rychłą beatyfikację tego Apostoła Chrystusowego Odkupienia.

    Duchowość Sługi Bożego

    Duchowość o. Bernarda Łubieńskiego posiada cechy wynikające z jego naturalnego usposobienia, wpływów środowiska społecznego, z którego pochodził i w którym się wychował oraz z postawy wewnętrznej jaką sobie wyrobił świadomą pracą nad sobą i współpracą z łaską Bożą.

    Odziedziczył po przodkach temperament zbliżony do typowego usposobienia słowiańskiego, polskiego. Przeważały w nim cechy ekstrawertyka o bogatej wyobraźni i sferze uczuciowej. Posiadał niemałe uzdolnienia intelektualne. Nadzwyczaj silna wola, którą można stwierdzić u niego w późniejszym życiu, była raczej wynikiem stopniowego wyrobienia wewnętrznego osiąganego dzięki poczuciu odpowiedzialności i godności własnej osoby jako chrześcijanina, Polaka i członka zasłużonego rodu Łubieńskich.

    Głęboka religijność i wdrożenie do pracy wewnętrznej wyniesione z domu rodzinnego zostały wzmocnione oddziaływaniem szerszego środowiska kościelnego oraz wychowaniem zakonnym. Duchowość ojca Bernarda kształtowała się bowiem pod wpływem odradzającego się w XIX w. katolicyzmu, z którym zetknął się zarówno w środowisku polskim, jaki angielskim, czy belgijsko-holenderskim. Posiadała również właściwości charakterystyczne dla duchowości alfonsjańkiej, redemptorystowskiej, którą przyswoił sobie w Zgromadzeniu Najświętszego Odkupiciela, zwłaszcza w nowicjacie prowincji angielskiej i w seminarium zakonnym w Wittem.

    Cechą  tej duchowości było najpierw spojrzenie na wszystko w świetle zasad wiary katolickiej. Oznaczało to kierowanie się nie tylko autorytetem Pisma św., którym przepojone są teksty kazań o. Łubieńskiego, ale także autorytetem Kościoła katolickiego, jego urzędu nauczycielskiego, zwłaszcza papieża. Sługa Boży odznaczał się przywiązaniem do Stolicy Apostolskiej, żywo interesował się sprawami Kościoła w Polsce i starał się popierać je w Rzymie. Był apostołem zjednoczenia Kościoła Wschodniego z Kościołem Rzymskim. Spojrzeniem wiary obejmował także własne zgromadzenie zakonne, widząc w nim szczególne dzieło Boże i bezpieczną drogę do zbawienia i uświęcenia. Stąd płynęło przywiązanie do Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela  piętnowanie tych, którzy je niebacznie opuszczali. Jako potomek staropolskiego rodu Łubieńskich odznaczał się głęboką, po chrześcijańsku pojętą miłością Ojczyzny. Swój patriotyzm wiązał także z religijnością, kultem Matki Bożej jako Królowej Korony Polskiej oraz kultem świętych Polaków. Opublikował w 1891 r. znaną, wydawaną kilkakrotnie modlitwę za Polskę pt. „Polecenie Ojczyzny naszej Bogu”.

    Dominantą jego życia wewnętrznego było realizowanie oddania się Bogu przez miłość i pełnienie woli Bożej. Miłość ta była zasadniczym i istotnym czynnikiem jego pracy wewnętrznej, którą opierał na nadprzyrodzonej łasce Bożej. Wyrazem tej miłości może być np. jego modlitwa nazwana przez niego „Gamą seraficzną”, wypowiedziana w ramach konferencji głoszonej dla karmelitanek w Krakowie i Lwowie w 1923 r. Z miłością łączyła się bojaźń Boża, poczucie własnej słabości i praktyka surowej ascezy, stawiająca duże wymagania tak sobie, jak i innym. Środkiem pracy wewnętrznej, którego specjalną wartość o. Bernard często podkreślał, była modlitwa w jej prostej i zwyczajnej formie. Przez wielką wierność w modlitwie doszedł do wysokiego stopnia zjednoczenia z Bogiem. Nie można jednak zauważyć u niego nadzwyczajnych przejawów mistycznych, jakie mają miejsce w biernych stanach duszy. Odznaczał się jednak głębokim odczuciem rzeczywistości nadprzyrodzonej i silnym dążeniem zarówno do własnego doskonalenia moralnego, jak i doskonalenia otoczenia.

    Reprezentował rodzaj duchowości o charakterze czynnym, apostolskim. Działalność zewnętrzna stała się dla niego szkołą doskonałości wewnętrznej i terenem, na którym kształtowały się jego cnoty w stopniu niewątpliwie heroicznym. Przede wszystkim należała do nich wielka miłość bliźniego przejawiająca się w gorliwości o zbawienie dusz, a także bohaterskie wprost poświęcenie wyrzeczenie się siebie, do którego dawało sposobność przykre kalectwo i wytężona praca misyjna. Znamię heroiczności miała również nadzwyczajna wierność w wytrwałym praktykowaniu ślubów zakonnych i zachowywaniu przepisów reguły oraz w zwalczaniu wad i niedoskonałości mniej lub więcej uświadomionych, które stanowiły przedmiot walki wewnętrznej niemal do końca życia. Pochodzenie bowiem arystokratyczne Łubieńskiego było powodem jego dumy rodowej oraz próżności osobistej. Z powyższymi właściwościami usposobienia wiązały się inne jego ujemne cechy, mianowicie przywiązanie do własnego zdania i chęć narzucenia innym własnych planów, zapatrywań oraz swojej woli. Miał więc o. Bernard początkowo trudności w zakresie posłuszeństwa zakonnego i w sprawowaniu obowiązków przełożonego. W późniejszym jednak życiu opanował te wady niemal całkowicie, wprowadzając na ich miejsce charakterystyczną dla niego pokorę oraz dążenie do pełnienia we wszystkim rozpoznanej woli Bożej.

    oprac. o. Sławomir Pawłowicz CSsR

     

    [1] B. Łubieński, Wspomnienia, Kraków 2009, s. 33

    [2] B. Łubieński, dz. cyt., s. 37

    [3] j. w., s. 42

    [4] B. Łubieński, dz. cyt., s. 53

    [5] j. w.

    [6] j. w., s. 54

    [7] Redemptoryści angielscy należeli wówczas do prowincji holenderskiej

    [8] Por.: j. w., s. 63

    [9] B. Łubieński, dz. cyt., s. 69

    [10]  Relacja mistrza nowicjatu o nowicjuszu Bernardzie Łubieńskim przed jego profesją zakonną

    [11] Por. B. Łubieński, dz. cyt., s. 112

    [12] B. Łubieński, dz. cyt., s. 118

    [13]Por.: B. Łubieński, dz. cyt., s. 164

    [14] B. Łubieński, dz. cyt., s. 171

    [15] List od o. Hamerle do o. Jedka z 1884 r.

    [16] B. Łubieński, dz. cyt., s. 203

    [17] M. Pirożyński, O. Bernard Łubieński, Wrocław1946, s. 167

    [18] Por.: M. Pirożyński, dz. cyt., s. 200-201

    [19] M. Pirożyński, dz. cyt.,  s. 205

    [20] Kronika klasztoru w Mościskach, t. IV, s. 249

    [21] j. w., s. 264-265

    [22] Ks. Jan Więcek, Wspomnienie o o. B. Łubieńskim, Sandomierz, 12.07.1955

    [23] M. Pirożyński, dz. cyt., s. 210

    [24] j. w., s. 216

    [25] Fragmenty „Mowy żałobnej” wygłoszonej przez ks. kanonika Z. Choromańskiego w dniu 13 września 1933 r. nad trumną ś.p. o. Bernarda Łubieńskiego, w: Głos kapłański, 7(1933) s.429-434

    [26] Kurjer Warszawski nr 254 z 14 września 1933 r.

    [27] Biskupi polscy o słudze Bożym Bernardzie Łubieńskim. Wypowiedzi z lat 1933-1948. Tuchów 1993,s.5

     

    Udostępnij