• Rekolekcje i wypoczynek – CADR i Scala W górach i nad morzem
    Portal Kaznodziejski
    Lectio divina na każdy dzień Wydawnictwo Homo Dei
    Kult Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Płyta CD z pieśniami do MBNP
  • Menu

    Siostra klauzurowa: Ja po prostu kocham modlitwę

    „Bł. Maria Celeste w swoich pismach ma różne definicje modlitwy, ale mnie najbardziej podoba się ta, która nie do końca jest definicją: «cała pędzę ku Temu, który jest moim Wszystkim»” – mówi s. Ewa, redemptorystka.

    Kilka razy miałem okazję spotkać się z redemptorystkami, modlić się z nimi, uczestniczyć w rekolekcjach w ich domu, a nawet tańczyć podczas świętowania ślubów wieczystych. Mimo klauzury, za którą żyją (w praktyce to niska barierka przedzielająca pokój na dwie części), są niezwykle gościnne. Spotkania z nimi są głębokie i pełne radości. W kaplicy, do której można wejść z ulicy w Bielsku-Białej, zawsze modli się jakaś siostra, która powita serdecznym uśmiechem wchodzącą osobę.

    Z siostrą Ewą rozmawiam przez telefon, ale niemal widzę jej roziskrzone oczy, gdy opowiada o modlitwie, którą kocha. Mogłem usłyszeć to w jej głosie.

    Siostra w czerwonym habicie

    Czerwony habit, czarny welon i białe buty. To dość nietypowy strój siostry zakonnej. Czy może Siostra powiedzieć kilka zdań o sobie?

    S. Ewa Klaczak OSsR: Nazywam się siostra Ewa Klaczak, jestem redemptorystką. Złożyłam śluby w 1987 roku we Włoszech, potem przyjechałam do Polski i teraz żyję we wspólnocie w Bielsku-Białej. Redemptorystki to zakon kontemplacyjny, nasza służba Kościołowi to modlitwa, życie w głębokiej jedności z Odkupicielem, a przede wszystkim miłość okazywana sobie we wspólnocie i wszystkim ludziom. Przez życie wspólnotowe chcemy głosić światu, że Bóg jest miłością. Dlatego habit, który nosimy, jest ciemnoczerwony – znaki zewnętrzne też mają przypominać o tej wielkiej miłości Boga do człowieka i o tym, że chce ją wylewać na ludzi.

    A co robiła Siostra przed dołączeniem do redemptorystek?

    Przed wstąpieniem ukończyłam politechnikę – jestem inżynierem elektrykiem z zawodu. Chciałam zostać redemptorystką, ale nie było ich wtedy w Polsce, a wyjazd z kraju, z powodu komunizmu, był utrudniony. Musiałam więc poczekać i przez pół roku (starając się o paszport) pracowałam w szkole. Uczyłam fizyki i bardzo mile wspominam ten czas. Gdyby nie to, że byłam człowiekiem powołanym, to kto wie, czy nie zostałabym nauczycielką (śmiech). Bardzo mi się to podobało.

    Wiem, że do Włoch, do Scala, gdzie zostały założone redemptorystki, wyjechało z Polski w tamtych latach wiele dziewcząt. Czy Siostra była w tej pionierskiej ekipie?

    Byłam w trzeciej grupie, wyjeżdżało nas wtedy cztery.

    Siostra jest po politechnice – umysł ścisły, prawda? Jak odnalazła się Siostra w klasztorze kontemplacyjnym?

    Nie, niezupełnie jestem umysłem ścisłym. Moją pasją była historia i zawsze miałam lepsze stopnie z przedmiotów humanistycznych. Mój tata powiedział mi jednak: „Moje dziecko, w dzisiejszych czasach, jeśli chcesz zajmować się historią, to będziesz ciągle na bakier ze swoim sumieniem”. Takie czasy! Poszłam więc na politechnikę, która była w moich rodzinnych Gliwicach.

    Czy modlitwa to marnowanie czasu?

    Dla wielu ludzi, żyjących – nazwijmy to – w świecie, służba sióstr poprzez modlitwę może się wydawać nieproduktywna i nieopłacalna. Może zamiast marnować czas lepiej wziąć się do roboty?

    Nieraz spotkałam się z takimi wypowiedziami: „Jesteście takie fajne siostry, mogłybyście wyjść, trochę uśmiechać się do ludzi, porozmawiać, okazać im serce, bo oni tego potrzebują”. Kiedy jednak wybierałam taki rodzaj życia, to było to coś tak niesamowitego, „nie ode mnie”, że widziałam w tym jedyną opcję, jaką Jezus mi proponował.

    Miałam mocną świadomość tego, że jestem powołana do zakonu klauzurowego, a jednocześnie byłam bardzo otwartym i towarzyskim człowiekiem. W Gliwicach należałam do parafii redemptorystów, gdzie o. Jan Mikrut prowadził wspólnotę oazową, ewangelizacyjną. Było tam dużo młodych ludzi, a on nas zafascynował Panem Bogiem i modlitwą. Widzieliśmy, że się modli i wciągnął nas w to – to była niesamowita przygoda. Angażowaliśmy się też w apostolstwo. Ja na przykład chodziłam do domu dziecka, pomagałam odrabiać lekcje i spędzałam czas z dziećmi. Wtedy miałam takie pierwsze, głębokie doświadczenie, że tak naprawdę to nic dla tych dzieci nie mogę zrobić. Miałam już wtedy żywy kontakt z Bogiem i byłam szczęśliwa z tego powodu, że spotkałam Go tak „z bliska”. Pomyślałam wtedy: „Boże drogi, najbardziej mogę wspierać te dzieciaki, modląc za nie, oddając moje życie dzień po dniu”.

    Wstąpiłam do redemptorystek we Włoszech. Wiązało się to z wieloma problemami i kłopotami, ale miałam takie głębokie przekonanie, że Bóg chce mnie na tej drodze i to mnie nieraz uratowało.

    Rozumiem, że ten zachwyt Bogiem sprawia, że dla Siostry modlitwa nie jest marnowaniem czasu, jak sądzę, tego czasu przeznacza się na nią w klasztorze sporo.

    Mamy dosyć dużo modlitwy. O 6:20 zaczynamy medytację nad Ewangelią z dnia, potem jest jutrznia i msza święta. W ciągu dnia odmawiamy wspólnie cały brewiarz i oprócz tego mamy czas na modlitwę osobistą. Łącznie poświęcamy modlitwie od pięciu do sześciu godzin dziennie. Im dłużej jestem w zakonie, tym bardziej widzę, że człowiek, który nie jest powołany, nie jest w stanie tak żyć.

    Całe nasze życie jest tak przeniknięte modlitwą! Kościół powierzył nam liturgię godzin. Ma ona w sobie wielką moc, taką godność. Bardzo ją kochamy i chcemy, jak najpiękniej się modlić, by ludzie, którzy przychodzą do kaplicy poczuli piękno, smak tej modlitwy. Bardzo lubimy śpiewać psalmy, pieśni… Na początku dnia wzywamy Ducha Świętego i ja mam poczucie tego, że On unosi się nad nami. Bardzo ważne jest dla nas rozważanie Ewangelii i to, że dzielimy się nią na spotkaniach wspólnoty. Modlimy się też w intencjach powierzonych nam przez ludzi i za wszystkich: wierzących i potrzebujących, każdy człowiek jest w naszej modlitwie, ona ogarnia cały świat. Naprawdę tak jest!

    A jak wygląda indywidualna modlitwa Siostry?

    Najczęściej jest to modlitwa oparta na Słowie Bożym. Jest we mnie i pozostałych siostrach tęsknota za tym, żeby to Słowo Boże było fundamentem naszego życia. Tak uważała nasza założycielka, osiemnastowieczna mistyczka bł. Maria Celeste Crostarosa. W tamtych czasach medytacje w klasztorach bywały różne, korzystano z książek. Natomiast Matka Celeste wszystkie rozważania, które spisała, opierała na Słowie Bożym.

    Ja najczęściej wracam do tych słów z porannej medytacji i to one we mnie „pracują” przez cały dzień. Bł. Matka Celeste uważała, że to nie my kształtujemy naszą modlitwę. Pisała, że nie chodzi w niej o metody, ale o prowadzenie Ducha Świętego. Metody są rzeczą wtórną, bo każdy chce w pewien sposób porządkować swoją modlitwę, wyznaczając jakby jej etapy. Jednak tak naprawdę to Duch Święty nią kieruje, prowadzi naszą modlitwę, On jest Poruszycielem, Mistrzem, Twórcą, On uderza w struny duszy…

    Dynamiczna definicja modlitwy

    Jak w temat Bożego działania na modlitwie wpisują się rozproszenia, którym często możemy ulegać?

    Bywają rozproszenia „pozytywne”, które zawsze łączą z Bogiem. Myśli, emocje, rozproszenia te całkowicie „światowe” można twórczo wpleść w dialog z Bogiem. Uczy to nas, że modlitwa prowadzona przez Boga niekoniecznie prowadzi nas na ścieżki, których byśmy oczekiwali. Człowiek na początku chce je odrzucić i walczyć z nimi, ale lepsze jest ich przyjęcie i zobaczenie, dlaczego one przychodzą.

    Jak Matka Celeste definiowała modlitwę?

    W swoim pismach ma różne definicje modlitwy, ale mnie najbardziej podoba się ta, która nie do końca jest definicją: „cała pędzę ku Temu, który jest moim Wszystkim”.

    Jak to rozumieć?

    W modlitwie nie uczestniczy tylko mój intelekt ani same emocje, ale cały człowiek i jest w niej pewna dynamika – owo „pędzę”. Bł. Maria Celeste nie mówi, że jest cała na modlitwie, ale „cała pędzi ku Temu, który jest jej Wszystkim” – wyraża w tym zaangażowanie i ruch w konkretnym kierunku.

    Na modlitwie człowiek nigdy się nie nudzi, bo jest poruszany przez samego Boga. Modlitwa ma charakter transcendentny, przekraczający wszystkie nasze oczekiwania. Bóg może poprowadzić ją tak, jak chce i trudno nawet powiedzieć potem: jestem zadowolona z mojej modlitwy, dobrze mi poszło. Po prostu jestem otwarta, na Tego, którego kocham.

    Jako mężczyzna jestem bardziej zadaniowy i pojawia się we mnie pytanie, jak otwierać się na Ducha Świętego?

    Pogłębiona lektura. Wiem, że wielu ludzi czegoś sobie posłucha, przeczyta jakiś artykuł w gazecie religijnej i to są dobre rzeczy, ale potrzebna jest do rozwoju duchowego lektura czegoś bardziej ambitnego, co ma nas karmić. Nie chodzi o to, by czytać wiele stron, ale robić to regularnie i świadomie, a przyniesie to owoce.

    Kolejna rzecz to prosić, żeby Duch Święty przychodził i otwierał szerzej nasze serca, a to wymaga cierpliwości i czasu. Pan Bóg może zadziałać tak ad hoc, mistycy mieli przecież takie momenty. Pan Bóg jest wolny! Ale dążyć do takiej relacji z Bogiem, być blisko Niego to cudowna sprawa! Nie uważasz?

    Każdy człowiek jest zdolny do kontemplacji

    Czasami myślę sobie o tym, że spośród miliardów ludzi na świecie czy ja, czy Siostra mamy okazję poznawać Go lepiej.

    Myślę, że każdy tego pragnie. Matka Celeste mówi, że każdy, kto wierzy w Boga, jest zdolny do kontemplacji. Kiedy my możemy rozpoznać, czy rzeczywiście jesteśmy na tej drodze? Papierkiem lakmusowym jest nasze życie codzienne. Św. Alfons Liguori pisał, że jeśli ktoś rozmawia z Bogiem, to ten styl rozmawiania przenosi się na jego kontakt z ludźmi.

    Nie mamy dwóch serc, jednego dla Boga, drugiego dla ludzi.

    Mój stosunek do człowieka rzutuje na relację do Boga i moja więź z Bogiem rzutuje na relację z ludźmi. Zakonna reguła Matki Celeste osadza się na jedności i miłości wzajemnej. Im bliżej jesteś Boga, tym bliżej człowieka. Autentyczną wiarę widać po sposobie życia. Jesteśmy oczywiście słabi, ale czuje się, że ten człowiek jest trochę inny, że rzeczywiście przestaje z Panem Bogiem.

    W 1996 r. św. Jan Paweł II napisał do redemptorystek list z okazji trzechsetlecia urodzin naszej założycielki Marii Celeste i było w nim bardzo dla mnie mocne zdanie na temat kontemplacji. Napisał mniej więcej tak: „drogą do waszej kontemplacji jest miłość wzajemna – miłość we wspólnocie i owocem tej kontemplacji jest miłość we wspólnocie”.

    Samonapędzające się koło! Według Celeste zatem każdy człowiek jest powołany do kontemplacji, bo każdy jest zaproszony do miłości.

    W swoich „Ćwiczeniach duchowych” bł. Maria Celeste napisała, że chrzest święty czyni człowieka stworzeniem mistycznym – zdolnym do głębokiej kontemplacji. Dlatego można prosić Boga o ten dar…

    Ty zatroszcz się o to, Panie

    I to pragnienie potrzebuje czasu na oczyszczenie, by było wolne od chęci jakichś przeżyć emocjonalnych, a było nastawione na to, by być bliżej Boga.

    I bardziej dla innych. Trzeba zostawić to Duchowi Świętemu, niech On to prowadzi. Na wzór modlitwy ks. Dolindo: Jezu, Ty się tym zajmij. Matka Celeste w jednym z rozważań zostawiła podobną modlitwę: Pensa ci Tu, Signore – Ty zatroszcz się o to, Panie.

    Nie może być jednak tak, że od tego zaczynamy naszą modlitwę, że zrzucamy wszystko na Boga, a sami nic nie robimy. To jest takie powierzenie się Jemu, gdy już sami nic nie możemy zrobić. To być może taki neapolitański styl, a przecież i Celeste, i ks. Dolindo byli neapolitańczykami!

    W tej modlitwie chodzi o głębokie zaufanie Bogu. Można je przedstawić jako obraz spoczywania na dłoni Boga. Takie zaufanie nazywamy po włosku abbandono. To jest apogeum dialogu z Bogiem, kiedy już nic nie chce się od Niego, ale ma się świadomość, że Pan wie najlepiej, czego człowiek potrzebuje.

    Modlitwa jest dla każdego, i trzeba zrobić wszystko, by ludzie tak na nią patrzyli. Jest dla mnie i jest dla ciebie!

    A ja po prostu kocham modlitwę. Kocham, bo to jest mój sposób spotykania się z Panem – z Kimś, kogo kocham.

    Tekst za: Dariusz Dudek – 01.05.2024 – pl.aleteia.org

    Udostępnij